Jak poinformował korespondent radia RMF FM w Zakopanem Maciej Pałahicki, który rozmawiał z Jackiem Berbeką, ciało Kowalskiego znajdowało się na bardzo wąskiej grani, na wysokości prawie 8000 m. Było przypięte do poręczówki i każdy, kto wspinałby się na szczyt, musiałby po nim przejść.- Był w takim miejscu, gdzie absolutnie nie było możliwości jego wyminięcia. To był taki kominek w pionie i wszyscy wspinający się na Broad Peak, zarówno wchodzący jak i schodzący, musieli po nim przejść i już mieliśmy takie sygnały. Były tu wcześniej wyprawy, które dotarły troszeczkę wcześniej od nas. Pierwsi nam zasygnalizowali Niemcy, przekazując informacje o zwłokach. Następnie jeszcze siedem innych osób, mówiąc, że przepraszają bardzo, że dotykają to ciało, ale nie ma innej możliwości - powiedział Berbeka. Alpiniści znieśli ciało sto metrów niżej i pochowali pod kamieniami. Jak zaznaczył Berbeka, cała operacja związana z transportem trwała sześć godzin i była ogromnie wyczerpująca. - Niżej przenieść ciała Kowalskiego już się nie dało. To było niewykonalne, ponad ludzkie możliwości. Nigdy w życiu nie byłem tak zmęczony, tak osłabiony jak teraz. Działaliśmy w bardzo trudnych warunkach, przy silnym wietrze i śniegu po kolana. Po rozmowie z rodzicami Tomka ustaliliśmy, żeby w najbardziej sprzyjającym miejscu Tomka po prostu pochować. Znaleźliśmy miejsce wśród kamieni, w które on właściwie się wtapiał. Zabezpieczyliśmy go jeszcze linami, kamieniami - dodał Berbeka. 54-letni zakopiańczyk, zdobywca m.in. czterech ośmiotysięczników - w 1995 roku Gasherbrum I (8080 m) i II (8035 m), rok później Cho Oyu (8201 m) oraz Shisha Pangmy (8013 m) przypuszcza, gdzie leży jego brat. - Na 90 procent jestem przekonany, że w szczelinie poniżej przełęczy, na wysokości około 7800 m. Uważam to miejsce za najlepsze z możliwych w tym obszarze. Niech tam zostanie na zawsze - zaznaczył. Dodał też, że nie zamierza organizować kolejnej wyprawy po ciało brata, a tę uważa za zakończoną. W ubiełym tygodniu alpiniści wynieśli sprzęt na 7100 m w bardzo trudnych warunkach. Spędzili na tej wysokości noc, ale zamiast spać, walczyli z huraganem o utrzymanie namiotu, obwiązanego stumetrowej długości liną. "Masakra" - określili swe zmagania. W zorganizowanej przez Berbekę ekspedycji udział biorą mieszkający w Tychach 37-letni Jacek Jawień, ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR oraz 52-letni gdańszczanin Krzysztof Tarasewicz. We wtorek wszyscy dotarli do bazy na 4700 m. 5 marca na wierzchołku Broad Peak stanęli kolejno: 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowice), 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane) i 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa). Dwaj ostatni pozostali na zawsze na tej górze.