Adam Lanza, który dokonał zamachu w szkole podstawowej w Newtown, pochodził z rozbitej rodziny. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał 17 lat. Jak mówią jego koledzy, bardzo to przeżył. Matka Lanzy stawiała mu bardzo wysokie wymagania. Oczekiwała, że odniesie w życiu sukces i wymagała od niego poważnego traktowania nauki do tego stopnia, że nie pozwalała mu chodzić do szkoły w luźnym stroju. Spokojny i inteligentny. Samotnik 20-latek czytał wiele książek, był typem samotnika. Nie miał przyjaciół, a jego główną rozrywką były gry komputerowe. To cecha, która łączy go m.in. ze sprawcą masakry w kinie na przedmieściach Denver. Według informacji podanych przez telewizję CNN, 20-latek cierpiał na zaburzenia psychiczne. Stacja nie ujawnia jednak żadnych szczegółowych informacji na ten temat. Wiadomo, jedynie że mimo tych problemów mężczyzna nie był do tej pory notowany w policyjnych kartotekach. Z nieoficjalnych informacji od osób związanych ze śledztwem cytowanych przez BBC wynika, że Lanza mógł cierpieć na jakąś formę autyzmu. Pierwsze ofiary zostały zidentyfikowane Przed południem polskiego czasu policja poinformowała, że pierwsze ofiary zamachowca zostały już zidentyfikowane. "Daily Telegraph" podaje, że chodzi o dyrektorkę szkoły, panią psycholog i jedną z nauczycielek. Gazeta opisuje zachowanie kobiet w momencie tragedii. Według relacji, nie próbowały się ukrywać, ale w obronie dzieci wybiegły na korytarz, na którym był zamachowiec. Mężczyzna zastrzelił je w sposób przypominający egzekucję. Oddał co najmniej 100 strzałów Z relacji świadków wynika, że tragiczne wydarzenia w szkole Sandy Hook rozegrały się wczoraj około godziny 9.30 w dwóch salach lekcyjnych i na korytarzu. Zabójca oddał co najmniej 100 strzałów. Było słychać strzały i przeraźliwe krzyki - relacjonował później jeden z uczniów. Mieliśmy zajęcia sportowe na hali. Gdy tylko usłyszeliśmy strzały, wszyscy podbiegliśmy do ściany, a potem uciekliśmy ze szkoły - opowiadał inny. Nauczyciele próbowali w panice wyprowadzić dzieci ze szkoły. Mieli im tłumaczyć, że w budynku szaleje "dzikie zwierzę". Wiele dzieci nie wyszło jednak z budynku. Część z nich schowała się w toaletach, a inne ukryły się w szafach. Ci, którym udało się uciec, trafili do pobliskiego budynku straży pożarnej. Tam - zarówno dziećmi, jak i rodzicami - zajęli się psychologowie. Policja podała, że na miejscu zginęło 18 dzieci, a 2 kolejnych zmarło w szpitalu. Wszystkie miały od 5 do 10 lat.