Zaskoczeni internauci myśleli najpierw, że chodziło o dzieło hakerów. Kiedy zrobiła się wrzawa - w sieci pojawiły się przeprosiny przedstawiciela kancelarii premiera Jean-Marca Ayraulta, który wyjaśnił, że doszło do godnej pożałowania pomyłki.Zamiast linku do dekretu o walce z praniem brudnych pieniędzy przez Al-Kaidę rozkojarzony - i zapewne rozmarzony - informatyk z Dyrekcji Informacji Prawnych i Administracyjnych umieścił hiperłącze odsyłające obywateli do wirtualnego katalogu godnej sex-shopów fikuśnej damskiej bielizny, gorsetów i sukni z wielkimi dekoltami. Komentatorzy ironizują, że już wiadomo, jakie strony internetowe oglądają w pracy zatrudniani przez premiera - w cudzysłowie - "specjaliści".Marek Gładysz