Schwytany rosyjski żołnierz został sfotografowany, ale - co ważniejsze - mamy także zdjęcie jego książeczki wojskowej. Na marginesie - wynika z niej, że wojskowy nazywa się Aleksiej Miedwiediew, a więc przypadkiem nosi takie samo nazwisko jak rosyjski premier. To dowód na to, że Władimir Putin i jego zastępcy kłamali przekonując, że na Krymie działają wyłącznie siły "samoobrony" i że nie ma tam żadnego rosyjskiego żołnierza. Rosyjski prezydent mówił też, że takie mundury, jakie mają członkowie "samoobrony" - podobne do rosyjskich, można kupić w każdym sklepie z militariami. Te zdjęcia to w tej chwili dla Ukraińców koronny dowód na to, że Rosjanie dokonali inwazji na Krym. edbie