Mariusz Piekarski: Dlaczego musieliście uciec z tego miejsca, gdzie chowaliście się ostatnio? O. Benedykt Pączka: - To jest budynek, do którego rebelianci mogą przyjechać, jest przy drodze. Pozostawanie w tym budynku podczas dnia jest niebezpieczne i dlatego postanowiliśmy uciec w busz. Mówił ojciec, że słychać było rano strzały, czyli są bardzo blisko? - Były to trzy strzały, cztery może, takie strzały ostrzegawcze naszej tutejszej ochrony. Strzelili w powietrze, wtedy zaczęła się panika, bo ludzie zaczęli biegać po ulicy. Okazało się, że zbliża się kolumna samochodów Seleki. W tej chwili jest cisza. Ja nie jestem daleko, myślę, że jakieś trzy kilometry, więc słyszałbym jakieś strzały, gdyby były. Szukają pewnie paliwa, kogoś kto naprawiłby im samochody, bo mamy informacje, że dwa samochody im się zepsuły. Czekamy na rozwój wydarzeń, kiedy będziemy mogli wrócić na misję. W dużej grupie uciekliście? - Myślę, że było nas około 25 osób. I przez cały dzień będziecie się ukrywać w buszu? - Jeżeli nic się nie będzie wielkiego działo, to będziemy powoli starać się zbliżać, najpierw do centrum, do tego miejsca, gdzie śpimy w nocy, a później może nam się uda zobaczyć naszą misję. Wrócić tam, zobaczyć jak ona wygląda, czy czegoś nie ukradli, czy coś się tam nie wydarzyło. Mimo że sytuacja jest tak dynamiczna, nadal ojciec twierdzi, że ewakuacja nie wchodzi w grę? - Nie wchodzi to w grę, bo to nie jest dobre rozwiązanie. To też jest bestialskie rozwiązanie - zostawiać tych ludzi, którzy są tutaj na miejscu, bo my Europejczycy musimy się ewakuować. A ci ludzie, jeżeli chcą ewakuacji, niech nas wszystkich ewakuują, wszystkich, którzy tutaj mieszkają. Oni są zagrożeni tak samo jak my, mają takie samo prawo do życia, jak my. A czy od wczoraj miał ojciec kontakt z wojskiem Unii Afrykańskiej albo Francuzami? - Jestem w kontakcie z konsulem z Paryża, właśnie przed chwileczką do mnie dzwonił. Rzeczywiście troszczy się o nas. Rozmawialiśmy o żywności, która nam się niestety kończy, ponieważ nasz składzik żywnościowy został praktycznie w całości wyczerpany, rozkradziony. Seleka przyjechała samochodem, zabrała nam prawie wszystkie rzeczy. A podczas tej rozmowy padła deklaracja, że może wymusił na Francuzach, żeby pojawili się w okolicy, żeby jakiś patrol przysłali? - Rozmawiał z Francuzami, z ludźmi odpowiedzialnymi również za interwencję tutaj w Republice Środkowej Afryki. Jednak z tego co mi powiedział, wchodzi tylko w grę ewakuacja. Są 80 km od nas, więc to niedaleko. To jest kilka godzin drogi, mogą tutaj przyjechać. (j.) Mariusz Piekarski