Najbardziej kompromisowe stanowisko w Grupie Wyszehradzkiej zajmowała od początku Polska. - Propozycja Junckera idzie w dobrym kierunku - zapowiadał minister ds. europejskich Rafał Trzaskowski. Jeszcze przed spotkaniem wydawało się, że dojdzie do kompromisu, gdyż w projekcie dokumentu nie było mowy o automatyzmie przy podziale 120 tys. uchodźców. Wszyscy myśleli, że z racji tego, iż Polska jest ugodowa, to jest to równoznaczne ze zgodą całej Grupy Wyszehradzkiej. Ministrowie spraw wewnętrznych Francji i Niemiec w przerwie obrad zwołali konferencję prasową i ogłosili zgodę polityczną na podział 120 tys. uchodźców. Po powrocie na salę obrad Francję i Niemcy czekało jednak rozczarowanie. Niespodziewanie odezwał się czeski minister i zażądał zapisu o dobrowolności w systemie rozdziału uchodźców. W sukurs przyszedł mu Słowak. Był tak zaciekły w swoim sprzeciwie, że doprowadził do furii niemieckiego ministra Thomasa de Maizière’a. Niemiec w uniesieniu wołał że fakt, iż niektóre kraje mają wewnętrzne problemy, nie może paraliżować Unii Europejskiej. Prawdopodobnie w tym momencie myślał także o Polsce, która niespodziewanie usztywniła swoje stanowisko i wsparła czesko-słowacki duet. Wszyscy wiedzą, że w październiku są w Polsce wybory. I to właśnie zdeterminowało decyzję polskiego rządu. (j.)