Chodzi o zagrożenie dla niezależności sądownictwa i skuteczności wykonywania prawa. W dokumencie bardzo szczegółowo wymienione są sytuacje, w których pieniądze będą mogły być odebrane. - To właściwie katalog polskich spraw wytykanych przez Brukselę w ramach procedury praworządności przez ostanie dwa lata - powiedział dziennikarce RMF FM jeden z urzędników KE. Przyznał także, że warunki te zostały "skrojone pod Polskę". Z dokumentu wynika, że Bruksela w takich sytuacjach będzie mogła zastosować: zawieszenie płatności, zawieszenie jednego lub wielu programów lub redukcję zobowiązań, czyli de facto zmniejszenie "koperty narodowej" (zasady mówiącej, iż poszczególne kraje mają określone sumy zabezpieczone na swoje projekty), poprzez transfery środków do innych programów. W dokumencie zaznaczono, że beneficjenci (a więc np. samorządy) nie mogą być karani wstrzymaniem wypłat z brukselskiej kasy. Muszą otrzymywać przez cały czas przyznane im pieniądze. Oznacza to, że w sytuacji zablokowania przez Brukselę wypłat, to budżet państwa będzie musiał pokrywać powstałą lukę. Gdy tego nie zrobi, to władzom grozi sprawa przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości UE i kary finansowe. Jeżeli rozporządzenie zostanie zaakceptowane w Radzie UE i europarlamencie, to Bruksela zyska w przyszłości mocne narzędzie do kontroli reform wymiaru sprawiedliwości w każdym kraju Unii. - Nie wiem, czy o to chodzi, by tak wzmacniać KE - mówi jeden z unijnych dyplomatów. Z drugiej jednak strony przyznaje, że jest "problem z praworządnością" i musi mieć jakieś odbicie w przyszłym budżecie UE. (az) Katarzyna Szymańska-Borginon