Polska korzystała przez ten czas z rezerw i dostaw morskich. Od niedzieli syberyjska ropa płynie już normalnie, więc dwie polskie rafinerie: Orlen i Lotos mogą zacząć normalnie produkować paliwa. Do rozstrzygnięcia pozostaje jednak, kiedy i ile, Rosjanie zapłacą Polsce za transport zanieczyszczonego surowca. Odszkodowanie, ale jakie? Wiadomo, że Rosjanie chcą załatwić sprawę bez procesów sądowych. Liczą, że ułatwi im to duży popyt na rosyjską ropę. Rosyjscy eksperci z branży paliwowej szacują, że suma odszkodowań może sięgnąć co najmniej 350 milionów dolarów. W pesymistycznym scenariuszu zakładają, że "Transnieft" zapłaci nawet pół miliarda dolarów poszkodowanym kontrahentom. Zanieczyszczony surowiec trafiał nie tylko do Polski. Ostatnio rosyjski dziennik "Niezawisimaja Gazieta" ocenił, że Polska "postawiła Rosji ultimatum naftowe". Jego zdaniem, Polska jest "jedynym krajem tranzytowym, który nie zgodził się na propozycję Rosji, aby najpierw wznowić dostawy dobrej jakości ropy, a dopiero potem rozwiązać kwestię rekompensat". Powołując się na ekspertów, dziennik pisze o "niekonstruktywnych żądaniach Warszawy". 19 kwietnia poinformowano, że rurociągiem Przyjaźń płynie przez Białoruś w kierunku zachodnim zanieczyszczony surowiec. Białoruskie rafinerie ograniczyły produkcję paliw o 50 proc. Tranzyt ropy wstrzymała ukraińska Ukrtransnafta, a później także białoruski operator Homeltransnafta. Polski PERN, aby ochronić krajowy system przesyłowy i instalacje rafineryjne, 24 kwietnia wstrzymał odbiór dostaw zanieczyszczonej rosyjskiej ropy, z białoruskiego systemu przesyłowego do bazy w Adamowie. Krzysztof Berenda