Jeszcze w poniedziałek na posiedzeniu unijnych szefów dyplomacji minister Jacek Czaputowicz mówił, że "kolejne sankcje byłyby wskazane". W komunikacie MSZ po tym posiedzeniu można przeczytać: "Polska jest zwolennikiem wzmocnienia sankcji na Rosję w odpowiedzi na akt agresji na Morzu Azowskim i postępującą militaryzację tego akwenu". Podobne stanowisko prezentowało wówczas 10 krajów, w tym Wielka Brytania, państwa skandynawskie oraz kraje bałtyckie. Teraz premier Morawiecki - wchodząc na posiedzenie Rady Europejskiej - sankcji się już nie domagał i był zadowolony ze wstępnie uzgodnionych zapisów szczytu w sprawie Rosji. A zapisano jedynie krytykę Rosji za użycie siły wojskowej, wsparcie dla Ukrainy i jej suwerenności oraz zaapelowano o zwrot okrętów i uwolnienie aresztowanych marynarzy. Nie wspomniano nawet o możliwości wprowadzenia sankcji w razie eskalacji konfliktu. "Stanowisko jest wypracowane. Mamy bardzo podobne stanowisko do krajów Europy Środkowej, do krajów bałtyckich. Chcemy zaznaczyć bardzo mocno, że doszło tam do naruszenia nie tylko prawa międzynarodowego, ale że doszło również do absolutnie niedopuszczalnych zachowań ze strony rosyjskiej" - przyznał premier. Nowych sankcji nie chcą przede wszystkim Niemcy i Francja, które prowadzą dialog z Rosją. "Zostaną przedłużone o pół roku sankcje gospodarcze w związku z aneksją Krymu. To już jest bardzo mocny sygnał" - powiedział dziennikarce RMF FM francuski dyplomata. Najbardziej przeciwne powyższym zapisom były kraje tradycyjnie prorosyjskie, takie jak Cypr, Grecja Włochy i Węgry. Katarzyna Szymańska-Borginon