Greckie władze przyznają, że wciąż nie wiedzą, ile osób jest poszukiwanych. Zaznaczają też, że rodziny, które odnajdą już swoich bliskich, nie zgłaszają tego faktu urzędnikom. Nieoficjalnie jednak mieszkańcy Aten i okolic mówią, że władze po prostu boją się paniki, bo liczba zaginionych jest ogromna. W samym tylko Maratonie wczoraj po południu na liście poszukiwanych było ponad 40 osób, ale w wywiadzie dla greckiej telewizji mer Ilias Psinakis mówił o kolejnych znalezionych ciałach. W internecie powstał też specjalny serwis, w którym bliscy mogą publikować zdjęcia poszukiwanych. Na razie jest na nim około 20 ogłoszeń, w tym dzieci, m.in. dwóch bliźniaczek, które wsiadły na łódź w greckiej Rafinie, co widać na nagraniach z monitoringu. Później ślad po nich zaginął. - Zamknęliśmy się w domu. Zatrzasnęliśmy okiennice i położyliśmy sobie ręczniki na twarzach. Piekło trwało około godziny. Brakuje mi słów, by opisać, co przeżyliśmy - relacjonuje Anna Kiriazova, mieszkanka Mati. - Wybuchła panika, ponieważ ulicę zablokowały samochody. Ludzie krzyczeli w histerii. Widzieli, że ogień się zbliża z wiatrem. Czuć było intensywny zapach dymu. Niebo było czarne - opisywał żywioł Theodoros Christopoulos, świadek pożaru. Mateusz Chłystun