Za użycie tego argumentu krytykowano m.in. Beatę Szydło. Polska premier ponad pół roku temu podczas debaty w Parlamencie Europejskim mówiła: "Polska przyjęła około miliona uchodźców z Ukrainy, ludzi, którym nikt nie chciał pomóc. Oni są dzisiaj u nas i pomagamy im". Wówczas polską premier krytykowano, dowodząc, Ukraińcy w Polsce nie są uchodźcami, ale migrantami ekonomicznymi. Teraz jednak Juncker powiedział dokładnie to samo, podkreślając, że często zapomina się o wysiłkach takich krajów jak Polska czy Węgry. - W Polsce i na Węgrzech jest dużo uchodźców, którzy pochodzą z Ukrainy, podczas gdy jest ich niewielu w Europie Zachodniej. Tak więc trzeba włączyć do osądu nad innymi (dop. red. nad Polakami i Węgrami) rzeczywistość, z którą się stykają na co dzień - powiedział Juncker podczas debaty w Komitecie Ekonomiczno-Społecznym. Rzecznik KE nie chciał powiedzieć o jakiej liczbie "uchodźców z Ukrainy" mówił Juncker. Z danych Eurostatu wynika, że rzeczywistych "uchodźców" z Ukrainy jest niewielu. Natomiast polski argument o Ukraińcach dotyczy raczej wysiłku i kosztów integracji całej ukraińskiej społeczności. Wyraźnie widać, że upadła w Brukseli koncepcja narzuconych kwot. Rysuje się natomiast nowy kompromis na zasadzie pomocy w zabezpieczeniu granic zewnętrznych zamiast obowiązkowego przyjmowania uchodźców. - Ci, którzy nie chcą przyjmować na swoim terytorium uchodźców, muszą być solidarni w inny sposób, gdy chodzi o zorganizowanie ochrony granic zewnętrznych Unii. Wysiłki muszą być podzielone - wyjaśnił to nowe porozumienie szef Komisji. Odpowiada ono koncepcji lansowanej od początku przez polskie władze. Oznacza to, że Polska wygrywa z Brukselą - batalię w sprawie migracji. (az) Katarzyna Szymańska-Borginon