Do wypadku w Alpach doszło 26 czerwca na stosunkowo niedużej wysokości. Pani Aneta - Polka na stałe mieszkająca w Irlandii - zgodnie z planem nie miała zdobywać szczytu Mont Blanc (4810 m n.p.m.), a "tylko" dotrzeć do schroniska Tete Rousse położonego na wysokości 3165 m. Kobieta przechodziła bardzo stromy płat śniegu. W pewnym momencie poślizgnęła się lub straciła równowagę (tego zapewne już nigdy się nie dowiemy) i runęła w dół. Osunęła się około 200 m po śniegu i wpadła w skały. Dramat rozegrał się na szlaku w czasie próby dojścia do schroniska na wysokości ok. 2700 m. Narzeczony Polki obarcza odpowiedzialnością za śmierć kobiety organizatora wyprawy, twierdząc że to czarny przewodnik, który prowadzi ludzi w góry bez odpowiednich uprawnień. Śledztwo dotyczące tej tragedii prowadzi prokuratura rejonowa w Sosnowcu, w której narzeczony 40-latki złożył zawiadomienie. Postępowanie toczy się w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Śledczy sprawdzają, czy wyprawa była zorganizowana zgodnie z przepisami i czy organizator odpowiednio zadbał o bezpieczeństwo jej uczestników. W najbliższym czasie osoby mieszkające w różnych częściach Polski mają zostać przesłuchane. Organizator nie był jeszcze przesłuchiwany. Anna Kropaczek