Bożena G. nigdy nie opuściła szpitala. Wycieńczona, jest obecnie hospitalizowana. "Drzwi od naszego wydziału geriatrycznego prowadzące do wyjścia ewakuacyjnego powinny być zamknięte, ale były otwarte" - przyznaje w rozmowie z RMF FM szef geriatrii szpitala Brugmann Luis De Morais. Kobieta spędziła półtorej doby na klatce schodowej łączącej 6. piętro działu geriatrycznej z wyjściem ewakuacyjnym na parterze. Została przez przypadek znaleziona dzisiaj na ranem na schodach 1. pietra przez lekarza pogotowia, który skorzystał z tego przejścia. - Nie wiem jak ochrona, która miała przeszukać szpital mogła popełnić taki błąd - mówi szef geriatrii De Morais, zrzucając winę na ochronę szpitala, która po zgłoszeniu zaginięcia pacjentki w niedzielę wieczorem miała przeszukać cały budynek. De Morais przyznaje jednak, że "to bardzo, bardzo poważny błąd i niedopatrzenie". Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że najbliższa rodzina Bożeny G. nie została poinformowana o jej zaginięciu ani przez szpital, ani przez policję. Rodzina odkryła fakt zniknięcia babci dopiero podczas odwiedzin. Paulina Ptaszyńska, wnuczka 82-latki, zarzuca szpitalowi poważne zaniedbania. - Gdy przyszliśmy na oddział zaalarmowani przez wujka, który nie mógł znaleźć babci w pokoju, nikogo z personelu nie było na oddziale, nikogo nie było także w salach. Kompletne pustki i brak nadzoru. Każdy mógł wejść i wyjść. Jeden z pacjentów wołał o pomoc, ale nikt do niego nie przychodził - opowiada korespondentce RMF FM Ptaszyńska. - W końcu jedna z pielęgniarek z ociąganiem nam odpowiadała. Niewiele wiedziała. Nie była pomocna - dodała. Zrozpaczona rodzina udała się na policję. Jak ustaliła dziennikarka RMF FM, policja rozesłała listy na wszystkie komisariaty, do szpitali i do środków transportu publicznego. Policja nie zawiadomiła jednak konsulatu RP. Dyżurująca na komisariacie policjantka wyjaśniła w rozmowie z RMF FM, że "nie jest to zaginięcie niepokojące". Rodzina nie dawała jednak za wygraną. Przeszukała w poniedziałek okolicę szpitala. "Pytaliśmy ludzi, zaglądaliśmy do okolicznych kafejek, pokazywaliśmy zdjęcie babci" - opowiada wnuk Bożeny G. , Daniel Jurczyński. Zdjęcia zaginionej - rodzina zamieszcza także na portalach społecznościowych z błaganiem o pomoc. Gdy poszukiwania nie dają rezultatu, rodzina wraca do szpitala i prosi ochronę szpitala, o przejrzenie nagrań wideo z monitoringu szpitala. Nie było na nich widać, by Bożena G. opuściła szpital. Oglądanie monitoringu przerywa w niesympatyczny sposób pielęgniarka z oddziału geriatrycznego. Rodzina prosiła o ponowne przeszukanie szpitala. Nadaremno. Paulina Ptaszyńska późnym wieczorem telefonuje pod numer alarmowy do konsulatu RP w Brukseli. Rozmawia z wicekonsul Dorotą Bochenek. Po raz pierwszy w tych dramatycznych chwilach padają empatyczne słowa i konkretna propozycja pomocy - kontakty do stron internetowych SOS dla Polaków, mediatora szpitala, rzecznika praw pacjenta, polskich prawników. Konsul przyznaje w rozmowie z Ptaszyńską, że wyraźnie nastąpiło niedopatrzenie ze strony szpitala. Podaje swój adres mailowy. Mija kolejna noc. Na ranem rodzina dowiaduje się, że babcia się odnalazła. - Początkowo jedna z pielęgniarek próbuje nam wmówić, że babcia sama zgłosiła się na pogotowie. Wiemy jednak, że przy jej demencji jest to całkowicie niemożliwe - opowiada Ptaszyńska. Później zjawia się szef wydziału geriatrycznego Luis De Morais. Jego wersja jest inna, informuje, że pacjentkę znaleziono na schodach prowadzących do wyjścia ewakuacyjnego. Wprawdzie mówi, że jest mu "wstyd", ale zrzuca winę na ochronę i na policję. Dodaje jednak, że jego wydział nie dysponuje kamerą monitorującą, ma za mało personelu i nawet przyznaje, że zaginięcie pacjenta z demencją nie wydarzyło się po raz pierwszy. - Jednak z taką sytuacją się jeszcze nie spotkałem - dodaje. Rzecznik szpitala Brugmann mimo prośby RMF FM o oficjalny komentarz do tej spory, do tej pory nie odpowiedział. - Oni myślą, że jak jesteśmy Polakami, to ciemnogród - mówi Ptaszyńska - i, że nic z tym nie zrobimy. Rodzina nie tylko skontaktowała się z RMF FM, ale wynajęła adwokata i zamierza dochodzić swoich praw w sądzie. Katarzyna Szymańska-Borginon