Według źródeł saudyjskich, zginęło 29 osób, w tym 7 Amerykanów, 7 Saudyjczyków oraz 9 zamachowców, najprawdopodobniej członków Al-Kaidy. Wiceprezydent USA Dick Cheney mówił jednak o ponad 90 ofiarach śmiertelnych, a amerykański Departament Stanu przypuszcza, że zginęło od 40 do 50 osób. Te różnice biorą się stąd, że do tej pory nie udało się ustalić, ile dokładnie osób było w zniszczonych domach. - To konflikt, w którym musimy walczyć na arenie całego świata. Te wydarzenia powinny umocnić gotowość innych rządów do współpracy ze Stanami Zjednoczonymi w dziedzinie wywiadu, ścigania przestępców oraz śledzenia finansowych siatek organizacji, popierających ugrupowania terrorystyczne - przekonywał Cheney. Po wczorajszym zamachu o swoim poparciu dla walki z międzynarodowym terroryzmem zapewnił prezydenta Busha kanclerz Niemiec. "To zajście dobitnie wykazało po raz kolejny, że walka z terroryzmem wymaga długiego czasu i że nie jest jeszcze zakończona. Niemcy stoją po stronie USA" - napisał Schroeder w opublikowanym liście do amerykańskiego prezydenta. Tymczasem eksperci ostrzegają, że Al-Kaida otrząsnęła się już po ciosach zadanych jej po zamachach z 11 września 2001 roku. Teraz zmieniła swe struktury organizacyjne i jeszcze bardziej się zakonspirowała. Zdaniem Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, zanim wykorzeniony zostanie islamski terroryzm, może minąć nawet całe pokolenie.