Zdaniem komentatorów jednak szybkie przerwanie walk jest mało prawdopodobne. Na konferencji prasowej na swoim rancho w Crawford w Teksasie, gdzie spędza urlop, Bush potwierdził, że polityce jego administracji wobec obecnego kryzysu libańskiego przyświeca przede wszystkim zasada, że należy usunąć jego "głębsze przyczyny", czyli położyć kres bezkarnej działalności Hezbollahu - organizacji islamskiej na terenie Libanu, która pierwsza zaatakowała Izrael 12 lipca. - Wszyscy uznajemy, że przemocy trzeba położyć kres - powiedział prezydent, dodając jednak, że "cokolwiek wyniknie z rezolucji (ONZ), musi się odnosić do głębszych przyczyn (konfliktu)". Bush podkreślił, że celem rezolucji jest wzmocnienie rządu libańskiego, tak aby mógł kontrolować poczynania Hezbollahu. Dodał, że zabrania ona także dostaw broni do Libanu, z wyjątkiem tych, na które pozwoli rząd tego kraju. Bush i towarzysząca mu na konferencji sekretarz stanu Condoleezza Rice przekonywali, że przygotowana rezolucja stwarza podstawy do zakończenia zbrojnego konfliktu. Wzywa ona obie strony do przerwania walk, poleca stacjonującym już w Libanie siłom pokojowym ONZ monitorowanie rozejmu i zarysowuje wstępny plan trwałego zawieszenia broni. Rezolucja nie wzywa jednak wojsk izraelskich do wycofania się z Libanu, co wywołało sprzeciw rządu tego kraju, popieranego w tej sprawie przez inne kraje arabskie. Przedstawiciele Hezbollahu wchodzą w skład libańskiego rządu, a bojówki Hezbollahu tworzą silniejszą armię niż rządowe wojsko Libanu. Zapytany, czy w rezolucji nie powinien się znaleźć apel do Izraela o wycofanie wojsk, Bush dał do zrozumienia, że jest temu przeciwny. "Cokolwiek stanie się w ONZ, nie możemy dopuścić do sytuacji, że w południowym Libanie powstanie próżnia, którą Hezbollah będzie mógł wykorzystać - powiedział. Prezydenta pytano także, dlaczego administracja USA nie rozmawia z Syrią, która aktywnie wspiera Hezbollah. Bush odpowiedział, że kontakty z tym krajem są utrzymywane i w przeszłości toczyły się rozmowy. - Syria dobrze wie, jakie jest nasze stanowisko, ale rzecz tym, że jej odpowiedź wcale nie jest pozytywna - oświadczył. Waszyngton domaga się od Damaszku zaprzestania pomocy dla Hezbollahu i innych organizacji terrorystycznych oraz dla rebeliantów w Iraku. Przewiduje się, że rezolucja ONZ może być poddana pod głosowanie najwcześniej we wtorek. Wśród obserwatorów w USA panuje przekonanie, że pozostanie ona na papierze, gdyż ani Izrael, ani Hezbollah nie zaprzestaną walk. - Wojny się kończą albo wtedy, gdy obie strony uznają, że osiągnęły swoje cele, albo jedna jest pokonana przez drugą. Na razie do tego nie doszło - powiedział w telewizji Fox News jeden z architektów polityki bliskowschodniej w administracji prezydenta Billa Clintona, Aaron Miller. Zdaniem komentatorów Izrael nie złoży broni, dopóki nie będzie miał pewności, że Hezbollah mu nie zagraża. W tym celu dąży do zepchnięcia islamistów na północ i ich radykalnego osłabienia militarnego. Po uchwaleniu rezolucji ONZ wzywającej do przerwania ognia planuje się drugą rezolucję o wysłaniu do południowego Libanu sił międzynarodowych mających pilnować rozejmu. Kraje, które dostarczyłyby swych oddziałów do tych sił odmawiają ich wysłania w czasie, gdy walki między Izraelem a Hezbollahem wciąż się toczą.