Rezai, były dowódca sił Strażników Rewolucji, kandydował na urząd prezydenta kraju - w czerwcowych wyborach zajął trzecie miejsce, przegrywając z urzędującym radykalnym prezydentem Mahmudem Ahmadineżadem i zwolennikiem reform Mir-Hosejnem Musawim. W oświadczeniu, zamieszczonym w czasie weekendu na swej stronie internetowej, Rezai zaapelował o "jedność narodową". Jak powiedział, Iranowi potrzeba obecnie "współpracy i braterstwa oraz poszanowania ludzi i ich praw". "Utrzymanie obecnej sytuacji doprowadzi nas tylko do upadku, spowodowanego przez wewnętrzne przyczyny" - dodał. "Jedność jest podstawowym warunkiem kontynuacji islamskiej rewolucji - konieczne jest jednak przeprowadzenie pewnych reform na scenie politycznej kraju" - zaznaczył Rezai. Podkreślił, że Musawi, Ahmadineżad i inni politycy nie mają wyboru jak tylko nawiązać współpracę "w imię interesu narodowego". "Potrzeba nam jedności i poparcia narodu, jeśli rząd będzie chciał odnieść sukces w negocjacjach atomowych z wielkimi mocarstwami w najbliższych miesiącach bądź też skutecznie bronić kraju przed potencjalnym atakiem Izraela" - powiedział. Rezai skrytykował podejście władz do kwestii wyborów oraz wskazał na "błędy w traktowaniu publicznych żądań czy protestów", twierdząc że taka sytuacja może prowadzić do kryzysu, który wykorzysta Zachód. Po wyborach prezydenckich z 12 czerwca, w Iranie doszło do ulicznych protestów zwolenników Musawiego - zginęło w nich ok.20 osób, ponad tysiąc zostało rannych a około dwóch tysięcy ludzi aresztowano. Musawi domaga się anulowania wyborów, twierdząc iż ich wyniki zostały sfałszowane a nowy rząd Ahmedineżada jest nielegalny. Władze odrzuciły oskarżenia, oficjalnie aprobując wynik elekcji, czyli zdecydowane zwycięstwo Ahmadineżada.