Agencja zaznacza, że operację w północno-wschodniej Syrii poprzedziły "miesiące zastałych wskaźników poparcia dla Erdogana, który wydawał się być w trudnej sytuacji, po tym jak jego partia AKP (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju) straciła kontrolę na dwoma największymi miastami Turcji po raz pierwszy, odkąd (Erdogan) objął władzę w 2003 roku". Chodzi o tegoroczne wybory burmistrzów Ankary i Stambułu, w których zwyciężyli kandydaci opozycji. Z sondażu tureckiego ośrodka badań społecznych Metropoll wynika, że w październiku, kiedy rozpoczęła się turecka ofensywa, poparcie dla prezydenta Turcji wzrosło o 3,7 pkt proc. - do 48 proc. To najwyższy poziom poparcia od okresu po wyborach prezydenckich w 2018 r. - zwraca uwagę Reuters. Poziom niechęci wobec Erdogana zmalał natomiast o 9,3 pkt proc. - do 33,7 proc. To z kolei najniższy poziom braku poparcia dla prezydenta od czasu udaremnionego puczu z lipca 2016 r. Przed ofensywą poparcie dla Erdogana spadało wraz z nasilaniem się gospodarczej recesji, wzrostem inflacji i bezrobocia oraz spadkiem wartości liry - pisze agencja. Celem ofensywy było wyparcie bojowników kurdyjskiej milicji Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej. Ankara chce tam utworzyć "strefę bezpieczeństwa", do której zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców znajdujących się obecnie w Turcji. Według sondażu ofensywę popiera ok. 75 proc. społeczeństwa. "Dostali to, czego chcieli" Rząd, jak i większość Turków, uważa YPG za organizację terrorystyczną z powodu jej powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) - pisze agencja. PKK od 1984 roku walczy o większą autonomię dla Kurdów. W wyniku tej walki zbrojnej śmierć poniosło ponad 40 tys. ludzi. Operację wymierzoną w YPG zdecydowanie poparły cztery z pięciu partii politycznych w 600-osobowym tureckim parlamencie. Przeciwko opowiedziała się prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) z 62 deputowanymi. Ugrupowanie to oceniło, że operacja ma na celu wzmocnienie malejącego poparcia dla Erdogana i jego partii. W związku z ofensywą w trudnym położeniu znalazła się główna opozycyjna Partia Ludowo-Republikańska (CHP) - ocenia Reuters. Z sondażu przeprowadzonego wśród wyborców CHP, do którego miał dostęp Reuters, wynika, że ok. 46 proc. z nich albo nie popiera ofensywy w Syrii, albo nie ma zdania na ten temat. Co więcej, HDP pomogła CHP w odniesieniu zwycięstwa w wyborach burmistrza Ankary i Stambułu. Wszelkie podziały między tymi ugrupowaniami będą działały na korzyść Erdogana - pisze Reuters. "Poparcie (od CHP) było ratunkiem dla AKP. Dostali to, czego chcieli" - powiedziała deputowana HDP Meral Danis Bestas. Dodała, że teraz jej ugrupowanie musi podjąć decyzję w sprawie przyszłej współpracy z innymi partiami. Rośnie poparcie dla Erdogana "Oczywistym jest, że celem (Erdogana) jest zniszczenie tego sojuszu, utworzonego przez CHP (...), i osłabienie relacji nawiązanej przez nią z kurdyjskimi wyborcami" - ocenił Sezgin Tanrikulu z CHP, przeciwny ofensywie w Syrii. Jego zdaniem współpraca między ugrupowaniami będzie kontynuowana. Komentując rosnące poparcie w sondażach dla Erodgana, Lutfu Turkkan z opozycyjnej Dobrej Partii, która również poparła CHP w wyborach burmistrza, ocenił, że ośrodki badań opinii publicznej mylą poparcie dla żołnierzy z poparciem dla prezydenta. "Żołnierze odnieśli sukces, ale politycy i dyplomaci muszą jeszcze coś osiągnąć (w Syrii)" - zaznaczył. "Opozycja nie może pozwolić sobie na rozłamy, jeśli liczy na stawienie czoła Erdoganowi na krajowym poziomie, biorąc pod uwagę, że od lat ma on poparcie około połowy Turków" - wskazuje Reuters. "Kto z kim trzyma będzie niezwykle istotne" w przyszłych wyborach - powiedziało agencji źródło zbliżone do AKP. Osoba ta dodała, że między Dobrą Partią i AKP "jest ocieplenie". Szefowa Dobrej Partii Meral Aksener zaprzeczała wcześniej zbliżeniu ugrupowań. Najbliższe wybory prezydenckie i parlamentarne w Turcji odbędą się w 2023 roku.