Amerykańskie wybory są "decyzjami o wymiarze egzystencjalnym" - "wezwaniem do pojedynku na miecze" - pisze wydawana w Monachium lewicowoliberalna gazeta. "Demokraci lub Republikanie, Barack Obama lub Mitt Romney, liberałowie kontra konserwatyści - to nie są decyzje podejmowane przez większość lecz w wyniku pojedynku" - czytamy w komentarzu. Jak zauważa dpa, w amerykańskich wyborach stosowane są znacznie brutalniejsze metody walki niż w Europie, gdzie wszyscy zabiegają o zgodę, dlatego nie jest to tylko pojedynek między dwoma kandydatami lecz wybór między dwoma filozofiami życia, dwoma modelami państwa, dwiema koncepcjami moralności, wartości i wiary. Taka "archaiczna polaryzacja" jest dla Europejczyków fascynująca, ale jest równocześnie anachroniczna, ponieważ także w Ameryce umiarkowany środek stanowi większość społeczeństwa. "Jednak polityczni ekstremiści na prawicy zatruli atmosferę w kraju, zaostrzyli podziały w społeczeństwie i narzucili krajowi wojnę religijną, która szkodzi Ameryce" - ocenia autor komentarza. "USA są groteskowo zadłużone, ich budżet jest zablokowany, ustawy podatkowe zmurszałe, system wydatków poza kontrolą" - krytykuje "SZ". "Czy należy z tego powodu życzyć Romneyowi zwycięstwa, ponieważ byłby w stanie utrzymać kraj na smyczy i uczynić USA krajem bardziej zdolnym do działania?" - pyta komentator i odpowiada - "Raczej nie", tłumacząc, że głosowanie na konserwatywnego kandydata byłoby nagrodą dla prawicy za blokadę w ostatnich dwóch latach oraz ugięciem się przed "terrorem krzyków". "Republikanom potrzebna jest porażka, gdyż tylko wtedy umiarkowana część partii otrzyma szansę na przeciwstawienie się wydającemu pomruki prawicowemu skrzydłu" - podsumowuje "SZ".