"Decyzja ma związek wyłącznie z obawami o bezpieczeństwo naszego personelu i w żaden sposób nie dotyczy naszych trwałych relacji dyplomatycznych z Republiką Środkowoafrykańską" - oświadczył rzecznik Departamentu Stanu Patrick Ventrell. Jak poinformowano, zawieszenie pracy amerykańskiej misji jest związane z sytuacją wewnętrzną w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie rebelianci z koalicji Seleka oblegają stolicę, Bangi. Prezydent Francois Bozize w czwartek apelował o wsparcie do USA i dawnej potęgi kolonialnej Francji, ale Paryż już zapowiedział, że nie będzie interweniował. W środę gwałtowny obrót przybrała demonstracja przed francuską ambasadą w Bangi, która została obrzucona kamieniami. Wcześniej manifestanci zorganizowali protest siedzący przed ambasadą USA. Seleka domaga się od prezydenta poszanowania rozejmów z lat 2007 i 2011, w których rebelianci zgadzali się złożyć broń w zamian za pieniądze i posady w rządowym wojsku. Bozize nie dotrzymał jednak żadnej z obietnic, więc postanowili wywołać nową wojnę. 10 grudnia ruszyli do ataku i w niespełna trzy tygodnie podbili niemal cały kraj.