Włoskie media zauważają, że w przeciwieństwie do kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Francois Hollande'a Renzi nie jest usatysfakcjonowany rezultatami spotkania w kwestiach dotyczących wzrostu gospodarczego i migracji. Wyjaśnił, że dlatego odmówił udziału we wspólnej konferencji prasowej z przywódcami obu krajów. Jak dodał, nie podziela ich oceny konkluzji szczytu. "To nie jest próba polemiki, ale przejaw powagi. Muszę wrócić do Włoch i powiedzieć, że w pewnych kwestiach uczyniono kroki naprzód, w innych nie" - tłumaczył premier dziennikarzom. Stwierdził: "Nie muszę robić przedstawienia i recytować, że jesteśmy wszyscy zjednoczeni". "Jeśli w niektórych sprawach Francja i Niemcy zgadzają się i czują się usatysfakcjonowane, cieszę się" - powiedział Renzi. "Pracujemy nie po to, by stworzyć blokadę mniejszości, ale by uzyskać większość dla naszego stanowiska" - oświadczył. Powtórzył włoski postulat działań na rzecz wzrostu, o czym jego zdaniem "niektórzy zapominają". Wyraził przekonanie, że polityka zaciskania pasa w Europie "nie zadziałała". Odnosząc się do kryzysu migracyjnego, szef włoskiego rządu zapewnił, że jego kraj wywiązuje się ze swoich obowiązków. "I jesteśmy gotowi robić to również sami, jeśli będzie to konieczne" - zastrzegł, nawiązując do ratowania migrantów na Morzu Śródziemnym. Renzi skrytykował następnie UE za to, że postanowienia dotyczące rozwiązania kryzysu migracyjnego podjęte na szczycie na Malcie w zeszłym roku pozostały "martwą literą". "W sprawie migrantów chcemy zobaczyć fakty" - oznajmił premier Włoch, do których od początku tego roku przypłynęło z Afryki 130 tysięcy uciekinierów. Renzi stwierdził też, że szczyt w Bratysławie nie był "czasem straconym". "Ale aby określić dokument w sprawie migracji jako krok naprzód, potrzeba fantazji" - ocenił. W jego opinii są to "słownikowe akrobacje". Według niego powtórzono te same rzeczy. "Albo Unia Europejska zawrze umowy z państwami afrykańskimi, albo zrobimy to sami" - zapowiedział.