Jak wynika z danych National Snow and Ice Data Center, lód morski powinien powrócić do swojego typowego, zimowego poziomu. W tym roku odnotowano jednak najniższą dotychczas powierzchnię, od początku prowadzenia badań, czyli od 45 lat. Zdaniem naukowców w połowie lipca lodu na Antarktydzie było o 2,6 miliona kilometrów kwadratowych mniej niż średnia z lat 1981-2010. Dla porównania, to obszar tak duży jak Argentyna. Wyjątkowe zmiany Według analityków, trudno jest jednak mówić o konkretnym trendzie. W przeciwieństwie do Arktyki, gdzie poziom lodu konsekwentnie spada w miarę zmian klimatycznych, na Antarktydzie sytuacja kilkukrotnie zmieniała się w ciągu ostatnich kilku dekad. Od 2016 roku rozpoczął się gwałtowny trend spadkowy. Większość naukowców jest przekonana, że głównym motorem napędowym jest rosnąca temperatura globalna. - Ten obecny poziom jest jednak tak ekstremalny, że coś radykalnego zmieniło się w ciągu ostatnich lat, ale szczególnie w tym roku, w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi latami - tłumaczy Ted Scambos, glacjolog z University of Colorado Boulder. - Wysokie temperatury oceanów na północ od granicy Oceanu Antarktycznego mieszające się z wodą, która jest zwykle nieco odizolowana od reszty oceanów świata, jest również częścią tego, co widzimy - dodał. Zobacz też: Tragiczne skutki nawałnic. Na auto runęło drzewo. Nie żyje 47-latek Według najnowszych pomiarów lód morski Antarktydy osiągnął 691 000 mil kwadratowych i jest to najniższy zasięg od czasu pomiarów. Nieco ostrożniej do sprawy podchodzi Julienne Stroeve z National Snow and Ice Data Center. Jej zdaniem, nie należy już teraz wyciągać wniosków z zaistniałej sytuacji. - To duże odstępstwo od średniej, ale wiemy, że lód morski Antarktydy wykazuje dużą zmienność z roku na rok. Jest za wcześnie, aby stwierdzić, czy to jest nowa norma czy nie - podkreśliła. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!