Zdestabilizowania zapalnego regionu obawiają się Stany Zjednoczone i Unia Europejska, podczas gdy Rosja, tradycyjny sprzymierzeniec Serbów, popiera głosowanie, a w czwartek w Moskwie gościł prezydent Republiki Serbskiej, wchodzącej w skład BiH, Milorad Dodik. W niedzielę 1,2 mln wyborców w Republice Serbskiej będzie mogło odpowiedzieć na pytanie, czy są za tym, "aby Dzień Republiki Serbskiej był upamiętniony i obchodzony 9 stycznia?". Data ta nawiązuje do 9 stycznia 1992 roku, kiedy to proklamowana została Republika Serbska. Trzy miesiące później rozpoczęła się w Bośni wojna trwająca do 1995 roku, która pochłonęła życie 100 tys. ludzi. Wśród założycieli republiki był Radovan Karadżić, skazany przez trybunał w Hadze na 40 lat więzienia za zbrodnie popełnione w czasie wojny bośniackiej. Za prowokacyjne i dyskryminujące święto uznali Bośniacy (Muzułmanie) z drugiej wspólnoty narodowej w BiH. Rację przyznał im Trybunał Konstytucyjny w Sarajewie. Sędziowie pod koniec 2015 roku nakazali Republice Serbskiej znalezienie innej daty święta, aby była do zaakceptowania przez nieserbskich mieszkańców. W sobotę Trybunał podtrzymał to stanowisko i nakazał zaprzestanie przygotowań do referendum. Milorad Dodik pozostał jednak nieugięty. "Wszystko jest gotowe" do głosowania - oświadczył. - Będzie to dobra okazja, by przeszkolić naszych ludzi na tego rodzaju sytuacje - mówił w tym tygodniu, przywołując swoje odwieczne groźby zorganizowania referendum niepodległościowego. "Republika Serbska nie jest Bośnią" Na mocy porozumienia pokojowego z Dayton Bośnię i Hercegowinę, która wydzieliła się z Jugosławii w 1992 roku, tworzą obecnie Republika Serbska zamieszkana przez Serbów i Federacja Bośni i Hercegowiny zamieszkana przez Bośniaków (Muzułmanów) i Chorwatów. Obie jednostki połączone są słabym rządem centralnym z siedzibą w Sarajewie; wspólne instytucje są coraz mniej poważane. Wyzwanie rzucone przez Dodika Trybunałowi Konstytucyjnego jest tego najnowszą ilustracją - zwraca uwagę AFP. Na politycznych wiecach bośniackich Serbów, zarówno zwolenników Dodika, jak i jego przeciwników, padają hasła "Republika Serbska nie jest Bośnią" i wezwania do przyłączenia do Serbii. Te zadawnione podziały, wraz z "niewydolnością mechanizmów ochrony porozumienia pokojowego", grożą "poważną destabilizacją" Bośni - ostrzega Srećko Latal z think tanku SOS. Zarzuca Waszyngtonowi i UE, że "od dawna lekceważyły systematyczne pogłębianie się kryzysu" i "upadek instytucji". Amerykańska ambasada w Sarajewie ostrzegła, że zorganizowanie referendum wbrew Trybunałowi stanowi "zagrożenie dla rządów prawa, a tym samym stabilności, bezpieczeństwa i powodzenia" Bośni i Hercegowiny. Jednocześnie, jak zauważa portal Balkan Insight, sprawa referendum wskazuje na pogłębiające się rozbieżności między Serbią, która odmówiła formalnie poparcia referendum w Republice Serbskiej w składzie BiH, a Rosją otwarcie sprzyjającą inicjatywie. Rosyjski ambasador w Bośni Petar Iwancow odbył w tym tygodniu w tej sprawie wiele spotkań z przywódcami Republiki Serbskiej. "Nasze stanowisko jest jednoznaczne. Sądzimy, że mieszkańcy Republiki Serbskiej mają prawo do decydowania w kluczowych dla siebie kwestiach" - oświadczył po spotkaniu z Dodikiem. Natomiast szef rządu w Belgradzie Aleksandar Vuczić odmówił oficjalnie poparcia referendum. Serbskie media przywołują jego słowa, w których ostrzega, że "ten, kto miesza przy układzie z Dayton, wywołuje wielki kłopot".