Mimo tych olbrzymich rozbieżności w ocenie liczby uczestników była to, jak się podkreśla, jedna z największych manifestacji we Włoszech w ostatnim czasie. Hasłem wiecu na terenie antycznego stadionu Circus Maximus były słowa: "Ratujmy Włochy!". Na demonstrację przybyli przeciwnicy rządów centroprawicy z całego kraju. Byli imigranci, mówiący z niepokojem o wzroście ksenofobii i aktach rasizmu we Włoszech, a także dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy od wielu dni protestują na ulicach miast przeciwko reformie szkolnictwa. Przywódca Partii Demokratycznej i rywal Berlusconiego w kwietniowych wyborach Walter Veltroni powiedział w przemówieniu, że "Włochy są lepsze od prawicy, która nimi rządzi". - Włochy, panie premierze - zwrócił się Veltroni do przebywającego w Pekinie Berlusconiego - są krajem antyfaszystowskim. Wytykając następnie szefowi rządu, że zapytany o to, czy uważa się za antyfaszystę, stwierdził, że ma ważniejsze sprawy na głowie, Veltroni oświadczył: "Prezydent Sarkozy tak by nie odpowiedział". Żadnych wątpliwości z odpowiedzią - mówił Veltroni - nie mieliby kandydaci na prezydenta USA: Barack Obama i John McCain. - Nikt nie odpowiedziałby tak, jak nasz premier, bo nie ma nic ważniejszego dla wielkiego kraju niż jego pamięć historyczna - podkreślił szef PD. Zarzucił następnie premierowi, że rządzi za pomocą rządowych dekretów, wprowadzanych w życie zanim zaaprobuje je parlament. - Demokracja to nie jest rada nadzorcza - oświadczył lider opozycji. Skrytykował premiera także za to, że zagroził użyciem policji, by doprowadzić do przerwania okupacji budynków szkolnych i uniwersyteckich, prowadzonej przez protestującą młodzież. Berlusconiemu dostało się też za to, że zasugerował zawieszenie prac światowych giełd jako antidotum na kryzys na rynkach finansowych, co spowodowało dementi m.in. ze strony Białego Domu. - Gdyby coś takiego zrobił Gordon Brown czy Angela Merkel, wydarzyłaby się katastrofa - mówił Veltroni. - Ale ponieważ na świecie wiedzą, kim jest Berlusconi, nic się nie wydarzyło - dodał. Lider PD oświadczył: "Jesteśmy w pełni straszliwego, dramatycznego międzynarodowego kryzysu finansowego, który wywołuje poważną światową recesję, uderzającą także w nasz kraj". - Kryzys ten wymagałby ze strony tego, kto rządzi, poczucia odpowiedzialności i umiaru. To słowa Berlusconiemu nieznane - dodał lider opozycji. Centroprawicowemu rządowi zarzucił także "podsycanie do rasizmu", a za takie działania uważa obecną zaostrzoną politykę imigracyjną. - Włochy nie są i nigdy nie będą krajem rasistowskim - podkreślił. - Inne Włochy są możliwe - zakończył swe przemówienie przywódca Partii Demokratycznej. Jeszcze przed manifestacją jej organizatorom odpowiedział z Pekinu premier Berlusconi, który zapewnił, że nie jest nią zaniepokojony, i podkreślił, że nie będzie rozmawiał z nikim, kto uważa go za dyktatora.