WHO przegapiła okazje do powstrzymania kolejnych zarażeń ebolą krótko po zdiagnozowaniu pierwszych przypadków w Liberii, Sierra Leone i Gwinei wiosną br. - twierdzą autorzy dokumentu. Oprócz niekompetentnego personelu i braku informacji ich zdaniem przyczynił się do tego fakt, że eksperci WHO początkowo nie rozumieli, iż tradycyjne metody powstrzymania choroby przed rozprzestrzenianiem się będą nieskuteczne w regionie Afryki Zachodniej, gdzie państwa mają nieszczelne granice i dysfunkcyjne systemy ochrony zdrowia - stwierdza się w raporcie. Część problemu stanowiła też wewnętrzna biurokracja WHO. Szefowie krajowych oddziałów WHO w Afryce to "osoby mianowane z powodów politycznych"; odpowiadają przed dyrektorem regionalnym WHO na Afrykę, Luisem Sambo, ale ten nie podlega szefowej WHO Margaret Chan, z siedzibą w Genewie. Dopiero w sierpniu, gdy ebolę uznano za zagrożenie dla zdrowia na skalę międzynarodową, interweniował Ban Ki Mun, sekretarz generalny ONZ, której wyspecjalizowaną agendą jest WHO. Za jego sprawą ONZ przejęła ogólną odpowiedzialność za walkę z wirusem, stwarzając m.in. centrum reagowania w Ghanie. Doktor Peter Piot, współodkrywca eboli, zgodził się, że WHO działała zbyt wolno. "Na pierwszej linii frontu znajduje się regionalne biuro (WHO), a ono nie robiło nic. Jest naprawdę niekompetentne" - powiedział. Chan powiedziała niedawno w wywiadzie, że "nie została w pełni poinformowana o rozwoju wirusa". "Zareagowaliśmy, ale nasza odpowiedź mogła nie być adekwatna do skali epidemii i jej złożoności" - przyznała. Wcześniej w piątek WHO podała najnowszy bilans bezprecedensowej epidemii eboli. Wynika z niego, że liczba ofiar śmiertelnych epidemii wzrosła do 4546 spośród 9191 znanych przypadków zachorowań w Gwinei, Liberii i Sierra Leone w Afryce Zachodniej. W wyniku osobnej epidemii eboli w Demokratycznej Republice Konga, wywołanej przez inny szczep, zmarło 49 osób na 68 znanych przypadków.