Jeszcze nigdy w historii Stanów Zjednoczonych mieszkańcy tego kraju nie musieli płacić aż tyle za benzynę. Jej ceny przekroczyły już dwa dolary za galon. W przeliczeniu na złotówki to około 2,30 zł za litr. To wciąż niewiele jak na europejskie standardy, jednak dla Ameryki, gdzie paliwo jest znacznie niżej opodatkowane to prawdziwy szok. Nic więc dziwnego, że decyzja krajów zrzeszonych w OPEC - Organizacji Państw Eksporterów Ropy Naftowej - o zwiększeniu wydobycia i produkcji i zmniejszeniu ceny baryłki ropy na światowych rynkach jest bardzo ważna nie tylko dla konsumentów, ale również dla kandydującego do urzędu prezydenta USA Al'a Gore'a. Wiceprezydent w administracji Billa Clintona zdaje sobie sprawę, że rywalizacja o prezydenturę z kandydatem Republikanów Georgem W. Bushem nie będzie łatwa. Wie także, że dla niego swoistego rodzaju "przepustką" do Białego Domu jest zapewnienie Amerykanom poczucia dobrobytu, a na to z pewnością nie wpływają podwyżki cen benzyny. Decyzja krajów OPEC o podwyższeniu eksportu zwiększa szansę na trzecie pod rząd zwycięstwo Demokratów w wyborach prezydenckich w USA. Byłby to pierwszy taki przypadek od czasu, gdy Franklin Roosevelt i Hary Truman piastowali amerykańską prezydenturę w latach 1932-1948. Pierwsza decyzja OPEC o zwiększeniu eksportu - podjęta w marcu - przyniosła jednak uspokojenie na światowych rynkach jedynie na chwilę. Ceny spadły wówczas do około 25 dolarów za baryłkę, po to by w czerwcu ponownie przekroczyć magiczną barierę 30 dolarów. Ceny ropy zaczęły rosnąć w zawrotnym tempie od ubiegłego roku. Jeszcze na początku 1999 roku za baryłkę ropy płaciło się zaledwie dziesięć dolarów. Wysokie ceny to zastrzyk dla wszystkich krajów eksportujących ropę - w tym także dla tych, które tak jak Rosja, nie są członkami OPEC. Wraz ze wzrostem cen ponownie zaczęły więc wrastać naciski USA na kraje OPEC, by te zwiększyły produkcję. Coraz częściej wśród amerykańskich polityków pojawiają się głosy, by podjąć zdecydowane działania przeciwko krajom-eksporterom cennego surowca. Nie wyklucza się nawet zastosowania amerykańskich praw antymonopolowych wobec światowego kartelu. Mimo to, kraje OPEC - w tym największy eksporter ropy na świecie - Arabia Saudyjska, dają do zrozumienia, że nie będzie znacznej zwyżki produkcji. Na Bliskim Wschodzie wyraźnie widać jak polityka i ropa są ze sobą nierozerwalnie związane. To właśnie z tamtego regionu pochodzi lwia część ropy, jaka trafia na światowe rynki. Głównym potentatem jest Arabia Saudyjska, której zasoby szacowane są na 260 miliardów baryłek ropy. To jedna trzecia całości światowych zasobów. Co więcej saudyjska ropa - podobnie jak ropa we wszystkich krajach arabskich, jest tania w wydobyciu i produkcji, zwłaszcza w porównaniu z drogimi i ryzykownymi przedsięwzięciami na Morzu Kaspijskim. Dla przykładu wystarczy podać, że całościowy koszt produkcji baryłki ropy w Arabii Saudyjskiej jest prawie sześciokrotnie niższy, niż na przykład koszt produkcji baryłki ropy wenezuelskiej. Zdaniem ekspertów, po zniesieniu międzynarodowych sankcji nałożonych na Irak po inwazji na Kuwejt w 1990 roku i odbudowaniu irackich pól naftowych, Bagdad będzie mógł produkować od sześciu do ośmiu milionów baryłek ropy dziennie, rywalizując z Saudyjczykami. Zniesienie sankcji otworzy potężny rynek dla zagranicznych inwestorów. Wartość potencjalnych kontraktów szacuje się na 20 miliardów dolarów. Nie przypadkowo więc trzy przyjazne Irakowi kraje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ: Francja, Rosja i Chiny liczą na korzystne przyszłe kontrakty. Mimo, że sankcje wciąż obowiązują wstępne kontrakty już są podpisywane. Do listopada ubiegłego roku Irak zawarł kilka wielomiliardowych kontraktów z zagranicznymi koncernami naftowymi, głównie właśnie z Francji, Rosji i Chin. Już trzy lata temu rosyjski ŁukOil podpisał z Bagdadem wart 3,5 miliarda dolarów kontrakt na odbudowę i usprawnienie pól naftowych West Qurna, położonych na zachód od Basry. Zasoby tych pól szacowane są na 15 miliardów baryłek, a przewidywana dzienna produkcja to 700 tysięcy baryłek. Francuskie koncerny Elf i Total mają z kolei gotowe do podpisania kontrakty na pola naftowe Majoon i Nahr Umar. Łączne zasoby obu tych pól ocenia się nawet na prawie 40 miliardów baryłek. Kontrakty z Irakiem negocjują też Australijski BHP, Ssaangyong z Korei Południowej i CNPC z Chin. Iracki przywódca Saddam Hussein doskonale zdaje sobie sprawę jak lukratywne są irackie kontrakty i jak potrzebna jest iracka ropa. Nie waha się tego wykorzystywać do celów politycznych. W listopadzie ubiegłego roku, protestując przeciwko przedłużeniu ONZ-owskiego programu ropa za żywność tylko na dwa tygodnie - zamiast na kolejne sześć miesięcy. Irak zakręcił wówczas kurek. Trzytygodniowa przerwa w dostawach sprawiła, że na światowe rynki trafiło 45 milionów baryłek ropy mniej. Dziennie Irak eksportuje 2 miliony 200 tysięcy baryłek, co stanowi około 3% światowych dostaw. Przed głosowaniem nad kluczową rezolucją ONZ uzależniającą złagodzenie sankcji od kolejnego reżimu rozbrojeniowego, Bagdad postawił sprawę wprost, ostrzegając Francję by nie popierała rezolucji. "Jeśli Francja zagłosuje za rezolucją, jedynym wyjściem dla firm Elf i Total będzie zamknięcie biur w Bagdadzie" - napisał wówczas iracki dziennik Babel. W głosowaniu nad rezolucją Francja, a także Rosja i Chiny wstrzymały się od głosu. Rejon Morza Kaspijskiego uważany jest za teren największych zasobów ropy na świecie. Wszystkie złoża znajdują się na terenach, które po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku przypadły w udziale Azerbejdżanowi, Kazachstanowi i Turkmenistanowi. Rosji nie przypadło nic. Eksploracja Morza Kaspijskiego jest więc jednym z trudniejszych dyplomatycznych problemów, z którymi muszą się borykać międzynarodowi przemysłowcy i inwestorzy. Kluczem do zagranicznych inwestycji jest jednak zapewnienie bezpiecznych i pewnych szlaków transportowych. Brak ropociągów zdecydowanie ogranicza produkcję ropy w regionie. Rosja domaga się udziału w potencjalnych zyskach i egzekwuje to w prosty sposób - wszystkie ropociągi na Zachód kontrolowane są właśnie przez Moskwę. Rosjanie częściowo i tak zostali zmuszeni do kompromisu w sprawie przesyłania ropy z Morza Kaspijskiego przez ropociąg biegnący przez południową Rosję, przez Czeczenię nad Morze Czarne. Pracuje już też zmodernizowany ropociąg biegnący przez terytorium Gruzji do terminalu nad Morzem Czarnym. Te dwa ropociągi nie wystarczą jednak do przesłania miliarda baryłek ropy dziennie, jakie Azerbejdżan ma nadzieję eksportować w najbliższej przyszłości. W tym momencie do głosu dochodzi Turcja. Ankara twierdzi, że przewożenie tak dużej ilości ropy przez Bosfor jest niebezpieczne. Rozwiązaniem jest więc budowa nowego ropociągu do południowej Turcji. Innym wyjściem mogłoby być połączenie ropociągów rejonu Morza Kaspijskiego z siecią istniejących już ropociągów w Iranie. Takiemu rozwiązaniu zdecydowanie jednak sprzeciwiają się Stany Zjednoczone i Izrael. Administracja Clintona promuje więc budowę liczącego ponad 1700 kilometrów długości ropociągu biegnącego ze stolicy Azerbejdżanu Baku, przez Gruzję, do tureckiego portu Ceyhan. Moskwa widzi jeszcze inne rozwiązanie - ropociąg z Burgas w Bułgarii do Grecji, ropociąg biegnący przez dwa bratnie prawosławne państwa. Promowany przez Waszyngton ropociąg do Turcji, którego budowa miałaby się zakończyć w 2004 roku będzie mógł transportować ogromne ilości ropy. By komercyjnie był opłacalny rejon Morza Kaspijskiego, musi zacząć produkować większą ilość ropy. Amerykanie mają nadzieję, że problem ten pomoże rozwiązać Kazachstan , wysyłając swą ropę do Azerbejdżanu, a stamtąd do Turcji. O kazachski eksport przez ropociągi przebiegające przez terytorium Rosji i docierające do rosyjskich portów stara się również Moskwa. Gotowa jest nawet rozbudować jeden ze swych ropociągów specjalnie dla kazachskiej ropy. Kazachstan może wkrótce stać się głównym producentem ropy w rejonie Morza Kaspijskiego, zwłaszcza po tym, jak niedawno konsorcjum zachodnich koncernów naftowych poinformowało o odkryciu potężnego złoża w północnej części morza, u wybrzeży Kazachstanu. Może to być największe złoże, odkryte w ciągu ostatnich dwudziestu lat na całym świecie. Wstępnie jego zasoby szacuje się na od 8 do ponad 50 miliardów baryłek ropy. Ostatni raz złoże podobnej wielkości odkryto w 1979 roku - również na terenie Kazachstanu, który wówczas był jeszcze częścią Związku Radzieckiego. Złoże to, w miejscowości Tengiz, jest jednym z dziesięciu największych na świecie. Jego zasoby to od 6 do 9 miliardów baryłek. Rezultatem odkrycia nowego złoża w Kazachstanie może być nasilenie się rywalizacji między Zachodem a Rosją o kontrolę nad ropociągami w regionie, którymi ropa z Morza Kaspijskiego byłaby transportowana do Europy. Niektórzy zadają sobie pytanie, co się stanie jeśli Rosja nie będzie chciała by czarne złoto Morza Kaspijskiego wyślizgnęło jej się z rąk. Czy jest w stanie posunąć się do tego by wysłać swe okręty by zajęły platformy wiertnicze? Może też zakwestionować status Morza Kaspijskiego, twierdząc, że de facto jest jeziorem i jego zasoby powinny być wspólnie wykorzystywane. Moskwa i tak już zabiega o przyjęcie nowych regulacji stwierdzających, że żadne przedsięwzięcie na morzu nie powinno być podejmowane bez zgody krajów sąsiadujących. Przy rosnących cenach ropy, jej ilości trafiającej na rynek uzależnionej w dużej mierze od krajów OPEC oraz kosztach inwestycji i wydobycia ropy z Morza Kaspijskiego nic dziwnego, że świat zaczyna szukać alternatywnych źródeł energii. Hiszpańska firma Endesa zamierza wybudować dwie elektrownie napędzane odpadami powstającymi przy produkcji oliwy z oliwek. Odpady te, znane jako orujo mają dużą wartość energetyczną, jednak dla producentów oliwy z oliwek są prawdziwym utrapieniem, gdyż bardzo ciężko je zutylizować. Hiszpania, jako największy światowy producent oliwek, z ponad 200 milionami drzewek ma na tym polu ogromne możliwości. Dwie elektrownie napędzane orujo mają zacząć działać w drugiej połowie przyszłego roku. Jeśli okażą się sukcesem, w ślady Hiszpanii mogą pójść także jej sąsiedzi. Wtedy nazwa OPEC może nabrać zupełnie nowego znaczenia - zamiast Organizacji Eksporterów Ropy Naftowej może stać się na przykład Organizacją Producentów Elektryczności z Oliwek. Agnieszka Srokosz, RMF FM