Według gazety, ze wstępnego raportu zespołu dochodzeniowego międzynarodowych sił ISAF ma jasno wynikać, że Klein nie postępował zgodnie z obowiązującą procedurą dotyczącą rozkazów. Nie był upoważniony do podejmowania decyzji o takim znaczeniu bez konsultacji z kwaterą główną ISAF - twierdzą rozmówcy dziennika. W ich ocenie sytuacja nie stwarzała również bezpośredniego zagrożenia dla sił ISAF. Uprowadzone cysterny, które - według Bundeswehry - talibowie mogli wykorzystać jako ruchome bomby, utknęły na piaszczystym brzegu rzeki Kunduz. Sytuację obserwowano przez kilka godzin, szybka decyzja nie była konieczna. Można było poczekać do świtu i spróbować schwytać talibów albo przynajmniej ich przepędzić - pisze "SZ". Z kolei wsparcia lotniczego - tzw. Close Air Support, przysłanego na rozkaz niemieckiego dowódcy - można zażądać tylko wówczas, gdy żołnierze zostaną uwikłani w walkę. Rzecznik ministerstwa obrony w Berlinie określił cytowany przez "SZ" wstępny raport, "sprawozdaniem z wycieczki", które zawiera niepotwierdzone spekulacje. Według resortu wnioski są sformułowane jednostronnie i nie wskazują okoliczności łagodzących, dlatego należy poczekać na ostateczne wyniki dochodzenia. W piątkowym bombardowaniu uprowadzonych cystern zginęło co najmniej 56 osób, prawdopodobnie również cywile. Okoliczności akcji bada zespół dochodzeniowy ISAF. Według doniesień agencji AFP, decyzję niemieckiego dowódcy o bombardowaniu kontrasygnował brytyjski minister - co zostało potwierdzone przez Downing Street.