Przypomnijmy, że w czwartek (18 kwietnia) opublikowany został raport prokuratora specjalnego Roberta Muellera na temat rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie z 2016 roku. Jednym z wątków badanych przez śledczych było zwolnienie szefa FBI Jamesa Comeya przez prezydenta Donalda Trumpa. Zeznania w tej sprawie złożyła Sarah Sanders, rzeczniczka Białego Domu. Śledczy pytali ją m.in., na jakiej podstawie oznajmiła podczas konferencji prasowej, że słyszała od "niezliczonych" źródeł w FBI, iż agenci utracili zaufanie do Comeya. Sanders odpowiedziała śledczym, że jej komentarz "nie był oparty na niczym". W maju 2017 r. Sanders znów podkreślała, że szeregowi agenci FBI nie ufają Comeyowi. Gdy reporter polemizował z tą tezą, ponownie mówiła o swoich "niezliczonych źródłach". Natomiast zeznając przed śledczymi Muellera, już pod groźbą odpowiedzialności karnej, oznajmiła, że wygłosiła te słowa "pod wpływem chwili" i że - znów - "nie były one oparte na niczym". Jak zaznaczyła, informacja o "niezliczonych źródłach" była z jej strony "przejęzyczeniem". Sarah Sanders do tej pory bardzo mocno odrzucała oskarżenia o mijanie się z prawdą podczas spotkań z prasą. (mim)