Putin mówił o tym wyemitowanym w niedzielę przez państwową telewizję Rossija filmie dokumentalnym "Prezydent", poświęconym 15. rocznicy jego wyboru na urząd prezydenta FR. Przypadła ona 26 marca. Formalnie wprowadził się on Kreml 31 grudnia 1999 roku, po ustąpieniu Borysa Jelcyna. Faktycznie stery rządów w Rosji objął 8 sierpnia 1999 roku, gdy schorowany Jelcyn wyznaczył go na premiera. "Uważam, że (z Krymem) postąpiliśmy słusznie. Niczego nie żałuję" - oświadczył rosyjski prezydent, dodając, że dla niego najważniejsze było wyjaśnienie, czego pragną sami mieszkańcy Krymu. "Czego chcą? Zostać na Ukrainie czy być z Rosją? Jeśli ludzie chcą wrócić do Rosji, nie chcą być pod władzą neonazistów, skrajnych nacjonalistów i banderowców, to nie mamy prawa ich rzucić. Jest to sprawa o fundamentalnym znaczeniu" - powiedział. Putin ocenił, że celem sankcji zastosowanych przez kraje zachodnie przeciwko Moskwie za jej politykę wobec Ukrainy jest powstrzymanie rozwoju Rosji. "To powstrzymywanie Rosji. Ta polityka jest znana od stuleci. Niczego nowego w tym nie ma" - wskazał. Gospodarz Kremla wyznał także, iż "odnosi wrażenie, że Zachód lubi Rosję tylko wtedy, gdy ta jest słaba i trzeba jej wysyłać pomoc humanitarną". W blisko 2-godzinnym filmie, którego autorem jest sztandarowy komentator polityczny TV Rossija Władimir Sołowiow, Putin opowiada o najdramatyczniejszych momentach swojej prezydentury - wojnie w Czeczenii, zatonięciu strategicznego okrętu podwodnego o napędzie atomowym "Kursk", atakach terrorystycznych na Teatr na Dubrowce w Moskwie i szkołę w Biesłanie, a także o inkorporacji Krymu. Za najtrudniejsze chwile swoich 15-letnich rządów Putin uznał ataki terrorystyczne na Dubrowce w 2002 roku i w Biesłanie w 2004 roku. "To były najtrudniejsze momenty, przez które musiał przejść cały nasz naród" - podkreślił. Mówiąc o wydarzeniach na Północnym Kaukazie, prezydent ujawnił, że Rosja przestrzegała kraje zachodnie przed kontaktami z tamtejszymi terrorystami, te jednak nie posłuchały. Według Putina rosyjskie służby specjalne zarejestrowały kontakty północnokaukaskich terrorystów ze służbami specjalnymi USA w Azerbejdżanie. Przywódca Rosji oznajmił, że gdy poinformował o tym prezydenta USA, ten obiecał, że "nakopie do tyłka" swoim podwładnym. "A po 10 dniach moi podwładni - szefowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) - otrzymali od swoich kolegów z Waszyngtonu list: Utrzymywaliśmy i będziemy utrzymywać stosunki ze wszystkimi siłami opozycyjnymi w Rosji. Uważamy, że mamy do tego prawo" - powiedział. Putin oświadczył, że popieranie terrorystów w imię osiągnięcia celów geopolitycznych jest niedopuszczalne. "Pod żadnym pozorem, nigdy i nigdzie nie wolno nawet próbować wykorzystać terrorystów, by osiągnąć swoje doraźne polityczne lub nawet geopolityczne cele, gdyż jeśli poprze się ich w jednym miejscu, to podniosą głowy w innym. I na pewno uderzą w tych, którzy wczoraj ich popierali" - ostrzegł. Z Moskwy Jerzy Malczyk