Artykuł pochodzi z portalu "Nowa Europa Wschodnia"Sądząc po ostatnich wypowiedziach Władimira Putina, niezbyt szybko znów nazwie on Ukraińców "braćmi". Sięga dziś po inne określenia, a jego polityka przypomina podbijanie stawki w grze karcianej. Po niedawnym incydencie na Krymie rosyjskie FSB, a następnie również Putin oskarżyli Ukrainę o przygotowanie ataków terrorystycznych na półwyspie. Zgodnie z wymogami gatunku strona rosyjska twierdzi, że zatrzymano ukraińskich agentów i cały szpiegowski arsenał. Te oświadczenia wybrzmiały bardzo dobitnie, jednak istnieje kilka czynników, które należy wziąć pod uwagę. Rosja oskarża Ukrainę i jej władze o terroryzm. To poważny zarzut, który w dzisiejszym świecie powinien być poparty dowodami. Póki co ani Stany Zjednoczone, ani NATO, ani Unia Europejska nie potwierdzili, że Kijów prowadzi działalność terrorystyczną. Krym w tym przypadku wybrano nieprzypadkowo, ponieważ w ten sposób Rosja stara się legitymizować swoją władzę na półwyspie. Dorabianie gęby - to normalny sposób działania Kremla. Rosjanie tak się do niego przyzwyczaili, że zapomnieli, że Krym stał się w rzeczywistości wojenną bazą i mówienie o zamachu na kurort turystyczny jest śmieszne. Błędem byłoby powiedzieć, jakoby nowa taktyka wobec Ukrainy została wprowadzona w życie teraz, wraz z krymską prowokacją. Całkiem niedawno Moskwa próbowała wysłać swojego nowego ambasadora do Kijowa, świadomie wybierając Michaiła Babicza, który z dyplomacją ma niewiele wspólnego. Później Siergiej Ławrow dość nieoczekiwanie zaproponował zorganizowanie rozmów w formacie normandzkim, które miałyby się odbyć przy okazji zaplanowanego na wrzesień w Chinach szczytu G-20. Putin i jego ekipa kolejny raz wykorzystują "czynnik olimpijski" i fakt, że światowe media niezbyt chętnie poświęcają uwagę problemom; wolą nie odwracać uwagi odbiorców od tego, co dzieje się na igrzyskach. Nie powinno to dziwić, ponieważ Rosja nie wypełniała porozumień mińskich i wypełniać ich nie zamierza. Dlatego dziś kluczowym zadaniem Putina jest przerzucanie odpowiedzialności na Ukrainę za fiasko rozmów pokojowych w sprawie konfliktu w Donbasie. Przypomnę, że logika, którą kieruje się rosyjski establishment, sprowadza się do przeświadczenia, że na Ukrainie Rosja rywalizuje z Zachodem, stąd odpowiedni sygnał Moskwa powinna wysyłać do Waszyngtonu, Brukseli i Berlina. Kijów i Moskwa publicznie grożą sobie zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Zakładam, że w razie urzeczywistnienia takiego scenariusza rozwoju sytuacji, liczni obywatele Ukrainy, którzy pracują dziś w Rosji, będą bądź deportowani, bądź zmuszeni do przyłączenia się do separatystów. Kreml liczy na wykorzystanie ich w charakterze czynnika destabilizującego sytuację wewnętrzną na Ukrainie. Wizja inwazji wojskowej na terytorium Ukrainy jest z kolei mniej prawdopodobna od prób destabilizowania sytuacji nad Dnieprem z zewnątrz. Ukraińskie siły zbrojne zauważalnie okrzepły i umocniły się - jakościowo i liczebnie - w porównaniu z rokiem 2014. Dziś są lepiej wyekwipowane i gotowe, aby stawić czoła agresorowi. A czy rosyjskie społeczeństwo jest gotowe zapłacić cenę w postaci wielu ludzkich istnień za realizację ambicji Putina - obecnie to pytanie retoryczne. Ponadto zaatakowanie Ukrainy doprowadziłoby do - co najmniej - nałożenia na Rosję kolejnych sankcji, na co Moskwa dziś pozwolić sobie nie może. Plany Kremla wydają się więc czytelne - strona rosyjska chce maksymalnie zdyskredytować Ukrainę, a następnie, w rezultacie zakulisowych rozmów z zachodnimi politykami, ponownie wciągnąć ją w swoją strefę wpływów. Donbas i Krym są w tym przypadku tylko instrumentami realizacji tego celu. Pozostaje nam mieć nadzieję, że politycy na Zachodzie dobrze zrozumieli naukę, która płynęła z prób ugłaskania agresora w przededniu II wojny światowej i nie ukręcą na siebie bicza starając się powrócić do taktyki business as usual w relacjach z Rosją. Jewhen Magda*Przełożył Zbigniew Rokita *Jewhen Magda jest ukraińskim politologiem, publicystą "Nowej Europy Wschodniej"