Przez kilka ostatnich miesięcy rosyjscy i zagraniczni analitycy dyskutowali o możliwości połączenia się prezydenckiej Jednej Rosji i Wszechrosyjskiego Frontu Narodowego - organizacji społecznej, która powstała, żeby wspomóc Władimira Putina podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Można powiedzieć - nic nowego. Podobne dyskusje toczyły się przecież przed dwoma laty, kiedy również wielu wieszczyło, że albo dojdzie do fuzji dwóch proputinowskich sił, albo Front szybko przekształci się w partię polityczną, stając się w ten sposób kolejną partią władzy. Tym razem Kreml już zdążył zapowiedzieć, że Front ma pełnić rolę platformy, na której będą mogły współpracować ze sobą wszystkie rosyjskie partie. Ktoś może więc zapytać - jak należałoby rozumieć próbę stworzenia takiej platformy, jeśli nie jako alternatywę dla parlamentu? Historia magistra vitae est Próba stworzenia quasi-parlamentu to zresztą również żadna nowość. Podobne zabiegi stosowano we Francji dwukrotnie: pierwszy raz tuż przed wybuchem II wojny światowej, a drugi przed drugą kadencją prezydencką Charlesa de Gaulle’a. Również w Polsce Józef Piłsudski w 1927 powołał do życia Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, który miał być przeciwwagą dla wszystkich istniejących wówczas ugrupowań, a w rzeczywistości dla całego istniejącego parlamentu. Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej" Do tego, we wszystkich wspomnianych przypadkach, powołana do życia platforma wsparcia "narodowego lidera" z czasem była zmuszona przekształcić się w partię polityczną czy ruch i wziąć udział w wyborach. Inna sprawa, że również najczęściej takim "tworom" udawało się spełnić swoją rolę - w kontekście każdorazowej pełnej dyskredytacji i delegitymizacji istniejącego parlamentu były one w stanie sprawić, że społeczeństwo je poparło i przyzwoliło ma zmianę charakteru funkcjonowania ciał ustawodawczego. Wszechrosyjski Front Narodowy - jeśli porównać go z jego odpowiednikami z przeszłości w Polsce czy we Francji - znajduje się póki co na początkowym etapie rozwoju. W Rosji wciąż istnieje rozwinięty system partyjny - scena polityczna zdominowana jest przez Jedną Rosję, jednak w Dumie Państwowej funkcjonują jeszcze trzy inne ugrupowania: LDPR, Sprawiedliwa Rosja i komuniści. Również poza parlamentem - szczególnie po uproszczeniu procedury rejestracji nowych ugrupowań - istnieje kilkadziesiąt mało znanych partii, spośród których wyróżnia się opozycyjna Republikańska Partia Rosji - Parnas. Polub raport "Środek-Wschód" na Facebooku Podobieństwo sytuacji w dzisiejszej Rosji z sytuacją w Polsce w przededniu przewrotu majowego i w pierwszym okresie rządów sanacyjnych jest tym większe, że w obydwu przypadkach społeczeństwo uważa istniejące partie za zależne, nie funkcjonujące samodzielnie, a wybory za sfałszowane - zdaniem więc obywateli siły zasiadające w parlamentarnych ławach nie mają mandatu społecznego. W Rosji podobnie zresztą myśli się i o mniejszych, pozaparlamentarnych ugrupowaniach. Poza tym życie tym ostatnim utrudnia dodatkowo niska rozpoznawalność, ich duża liczba i... zbieżność nazw. Te i inne kwestie często dyskredytują małe partie w oczach wyborców. Już samych ugrupowań zaczynających się od określenia "obywatelska" można wymienić kilka - jedną z nich jest chociażby Platforma Obywatelska miliardera i byłego kandydata podczas ostatnich wyborców prezydenckich, Michaiła Prochorowa. Przy tym, wiele z tych niewielkich ugrupowań rzeczywiście jest skłonnych wejść w szeregi putinowskiego Frontu. O takiej ewentualności niedawno poinformowała nawet Sprawiedliwa Rosja, która w swoim czasie usunęła ze swoich szeregów wszystkich posłów-członków partii, którzy poparli opozycyjne protesty mające miejsce w 2011 i 2012 roku. O LDPR Żyrinowskiego mówić chyba nie trzeba - jej lojalność wobec Kremla jest powszechnie znana i nikt nie ma wątpliwości, że kiedy przyjdzie co do czego, ugrupowanie to również przyłączy się do Frontu. Zostają więc komuniści. KPFR może wziąć udział w pracach Frontu na przykład delegując "obserwatorów", może też w jego szeregi wstąpić kilkudziesięciu komunistów jako osoby prywatne, nie zmieniając wcale partyjnych barw. O Jedynej Rosji wspominać nie trzeba - jako proprezydencka partia siłą rzeczy będzie współtworzyć Front. Wolnoć Tomku w swoim domku? W ten sposób przekształcenie Frontu w quasi-parlament niczego na rosyjskiej scenie politycznej nie zmieni: deputowanym obecnego ciała ustawodawczego nikt nie wierzy, nie mają mandatu społecznego, a większość składu i tak tworzą politycy Jednej Rosji. Pozostaje więc kwestia - w czym właściwie miałoby pomóc Kremlowi takie zjednoczenie? Popularna w Rosji wersja o tym, że chodzi o zmianę szyldu, zastąpienie Jednej Rosji (jako partii, która się ośmieszyła i zdyskredytowała) Frontem nie wydaje się mieć wiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ projekt Frontu podważa sens istnienia całego dzisiejszego rosyjskiego systemu parlamentarnego. Odwołując się do analogicznych przypadków z przeszłości innych państw, można więc śmiało przypuszczać, że Władimir Putin przygotowuje się do przekształcenia Frontu w quasi-parlament, który podejmie decyzję o konieczności przeprowadzenia reformy ustrojowej. A czego dotyczyć miałaby taka reforma? Między innymi radykalnej zmiany dwuizbowego parlamentu uznając go za "nieefektywny". Konstytucje uda się zresztą zmienić nawet bez przeprowadzenia referendum. Ktoś powie, że póki władze informowały jedynie o woli stworzenia na bazie Frontu zarejestrowanego, oficjalnie funkcjonującego ruchu społecznego i włączenia w jego prace wszystkich istniejących partii, jeśli one z kolei wyrażą taką chęć - w całej sprawie mamy więc wciąż wiele niewiadomych, opieramy się na tezach i przypuszczeniach. To prawda, jednak jeśli założyć, że putinowski plan likwidacji obecnego parlamentu była mowa rzeczywiście istnieje, to władza z łatwością może go wprowadzić w życie (jedyne co mogłoby jej stanąć na przeszkodzie to trudna do przewidzenia zmiana sytuacji wewnątrzpolitycznej w wyniku kataklizmu, kryzysu czy jakiejś nagłej decyzji Kremla). Kwestią wydaje się pozostawać jedynie to, kiedy to się stanie? Oczywiście, nie mówimy tutaj o najbliższej przyszłości, a więc o latach 2013-2014. Najrozsądniej byłoby zacząć dyskusję o przyszłości rosyjskiego parlamentaryzmu w 2015 roku - rok przed kolejnymi wyborami do legislatywy. Do tego czasu powinno się wyjaśnić, czy Kreml rzeczywiście chce radykalnie zmienić istniejący system, likwidując go. Iwan Preobrażeński Autor jest rosyjskim politologiem i współpracownikiem Nowej Europy Wschodniej Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej"