W manifestacji, która była kulminacyjnym punktem kampanii Putina przed wyznaczonymi na 4 marca wyborami prezydenckimi, wzięło udział około 130 tys. osób. Na samym stadionie zebrało się ponad 90 tys. ludzi. Pozostali słuchali przemówienia szefa rządu, stojąc wokół tej areny. Akcję na Łużnikach poprzedził pochód sympatyków Putina na Bulwarze Frunzeńskim. Uczestniczyło w nim co najmniej 30 tys. osób. - Przyszliśmy tutaj, aby powiedzieć, że kochamy Rosję. Powiedzieć tak, by usłyszał nas cały kraj - oznajmił premier i wezwał swoich rodaków, aby jednoczyli się wokół Rosji. - Nie oglądajcie się na zagranicę, nie rozbiegajcie się w różne strony i nie zdradzajcie ojczyzny. Bądźcie z nami, pracujcie dla niej i jej narodu. Kochajcie ją tak, jak kochamy ją my. Całym sercem - apelował. - Nikogo nie odpychamy, nikogo nie szkalujemy i nikogo nie zaczepiamy. Wprost przeciwnie - wzywamy wszystkich do konsolidacji wokół kraju; wszystkich, którzy uważają naszą Rosję za swoją ojczyznę, którzy gotowi są jej bronić - wskazał Putin. - Nie pozwolimy, by ktokolwiek ingerował w nasze sprawy. Nie pozwolimy, by ktokolwiek narzucał nam swoją wolę, gdyż mamy własną. To ona zawsze pomagała nam zwyciężać - zwrócił się do zebranych. - Jesteśmy narodem zwycięzców. Mamy to w genach. Mamy to w kodzie genetycznym. Jest to przekazywane z pokolenia na pokolenie - podkreślił szef rządu. Demonstrację zorganizował sztab wyborczy Putina i Ogólnorosyjski Front Narodowy, który stanowi jego zaplecze w walce o prezydenturę. Skupia on sterowane z Kremla organizacje kombatanckie, młodzieżowe, kobiece, związkowe i biznesowe. W manifestacji uczestniczyli nie tylko sympatycy Putina z Moskwy i obwodu moskiewskiego, ale także z innych regionów Federacji Rosyjskiej. Z Jekaterynburga do stolicy przyjechał specjalny pociąg agitacyjny, który przywiózł 700 robotników z uralskich fabryk. Niezależne media od kilku dni informowały o ludziach zmuszanych przez przełożonych do uczestnictwa w akcji poparcia dla Putina. Skargi takie napływały tak z Moskwy, jak i innych regionów FR. Manifestacja odbywa się pod hasłem "Obronimy Ojczyznę!". 23 lutego obchodzony jest w Rosji jako Dzień Obrońcy Ojczyzny (dawniej - Dzień Armii Radzieckiej). Jest to dzień wolny od pracy. Akcje w Moskwie zorganizowali też inni kandydaci w wyborach prezydenckich. Na placu Aleksandra Puszkina demonstrowali sympatycy przywódcy nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) Władimira Żyrinowskiego, a na placu Teatralnym - zwolennicy lidera Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Giennadija Ziuganowa. Ten pierwszy wezwał obywateli Rosji, by 4 marca dokonali właściwego wyboru, tj. zagłosowali na niego. Żyrinowski ostrzegł, że "największe nieszczęścia spadają na Rosję właśnie na początku marca". Przypomniał w tym kontekście, że "1 marca 1881 roku zamordowany został car Aleksandr I, 2 marca 1917 roku abdykował car Mikołaj II, 5 marca 1953 roku zmarł Józef Stalin, a 2 marca 1931 roku urodził się Michaił Gorbaczow". Szef LDPR oświadczył również, że latem tego roku może się zacząć III wojna światowa. - Gdy tylko złamią Syrię, zaatakują Iran. Wykorzysta to Azerbejdżan, który spróbuje odzyskać Górski Karabach. Armenia nie będzie chciała do tego dopuścić. Po stronie Azerbejdżanu wystąpi Turcja. W ten sposób nasz kraj może zostać wciągnięty w wojnę - grzmiał. Słuchało go około 1,5 tys. stronników. Natomiast Ziuganow marcowe wybory prezydenckie porównał do Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak w Rosji nazywa się tę część II wojny światowej, w której ZSRR walczył po stronie koalicji antyhitlerowskiej. Przywódca KPRF obiecał, że będzie walczył o każdą komisję wyborczą i każdy dom. - Jest to równie trudna walka, jak pod Stalingradem - oświadczył. Ziuganow ocenił też, że im wyższa będzie frekwencja wyborcza, tym większe będzie prawdopodobieństwo drugiej tury głosowania. W manifestacji uczestniczyło około 2,5 tys. osób. Forum: Kto wygra wybory w Rosji?