Rosyjski prezydent wypowiadał się na ten temat podczas spotkania z osobami, pełniącymi w jego kampanii wyborczej funkcje mężów zaufania. "Bardziej musimy myśleć o sobie, naszej gospodarce, rolnictwie, ochronie zdrowia, zdolnościach obronnych" - powiedział. Jak dodał, "wówczas nastąpi w końcu uświadomienie sobie, że formułowanie jakichś sankcji nie ma sensu". Zacytował przysłowie: "Psy szczekają, karawana idzie dalej". Przyznał jednak, że ogłoszenie listy jest "nieprzyjaznym aktem". Jak ocenił, ten krok komplikuje stosunki rosyjsko-amerykańskie, które i bez tego są trudne, a także "ogółem wyrządza szkodę stosunkom międzynarodowym". Putin wyraził przekonanie, że za każdą z osób i struktur wymienionych na liście "stoją szeregowi obywatele" Rosji, "kolektywy pracownicze i całe branże". "To znaczy, że w istocie nas wszystkich umieszczono na jakiejś liście" - ocenił. Gospodarz Kremla zapewnił, że Moskwa oczekiwała amerykańskiej listy i była gotowa podjąć poważne kroki, "które sprowadziłyby nasze (rosyjsko-amerykańskie) relacje zupełnie do zera". Podkreślił: "na razie powstrzymamy się od tych kroków". Ministerstwo finansów USA opublikowało w nocy z poniedziałku na wtorek listę zawierającą nazwiska 114 polityków i 96 oligarchów, którzy zdaniem władz amerykańskich są powiązani z Putinem. Ma to doprowadzić do zwiększenia presji na rosyjskiego przywódcę. Opublikowanie listy ma na celu ujawnienie osób, które wzbogaciły się lub uzyskały wpływy dzięki powiązaniom z prezydentem Rosji. Nie uruchamia ona żadnych amerykańskich sankcji wobec wymienionych na niej osób. Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)