- Dobrze by było, żeby kandydat przedstawił w iluż to już partiach był i z ilu komitetów startował w poprzednich wyborach, bo powszechnym zjawiskiem oprócz "spadochroniarstwa" jest też to, że co wybory politycy startują z innych komitetów wyborczych - mówił na konferencji prasowej wicemarszałek Sejmu Jarosław Kalinowski. Jego zdaniem rozwiązanie, które zmuszałoby do informowania o swojej przeszłości partyjnej, zwiększyłoby odpowiedzialność kandydatów. Kalinowski przyznał jednak, że przed najbliższymi wyborami do PE nie da się wprowadzić odpowiednich przepisów. Polityk ocenił, że zmiany barw partyjnych i startowanie z okręgów, w których kandydat nie mieszka zniechęca wyborców do głosowania i tym samym ujemnie wpływa na frekwencję wyborczą. Kalinowski powiedział, że komitet wyborczy PSL jest praktycznie jedynym, którego kandydaci startują z miejsc, w których mieszkają i pracują. Apelował by pójść do wyborów i oddać głos na tych, którzy są nam znani, i jednocześnie "nie biegają po całym kraju". Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski również zwracał się do Polaków, by wzięli udział w wyborach. Jak ocenił politycy zrobili wiele, by frekwencja w czerwcowym głosowaniu była bardzo niska. Przypomniał w tym kontekście, że prezydent Lech Kaczyński skierował do Trybunału Konstytucyjnego ustawę, która wprowadzała dwudniowe głosowanie i instytucję pełnomocnika wyborczego. - Coraz bardziej obawiamy się, czy działania poszczególnych partii politycznych nie idą w tym kierunku, żeby ta frekwencja była jeszcze mniejsza - powiedział Żelichowski. Jego zdaniem, delegowanie przez ugrupowania kandydatów z jednych regionów do startowania w innych okręgach przypomina czasy PRL, gdy "towarzysz do takich, czy innych działań był przywożony w teczce". - Żeby parlamentarzysta europejski mógł być skuteczny, musi znać filozofię rozwoju Europy, własnego kraju, ale również własnego regionu - podkreślał szef klubu Stronnictwa. Zmiany barw partyjnych i startowanie z okręgu, w którym się nie mieszka, są powszechnym zjawiskiem w niemal każdych wyborach. W ostatnim czasie najgłośniejszym przypadkiem była zgoda unijnej komisarz, związanej dotychczas z SLD Danuty Huebner na kandydowanie z list PO. Platforma wystawiła na swoich listach też byłego wiceszefa PiS Pawła Zalewskiego. Sporym echem odbiła się też spawa kandydowania Ryszarda Czarneckiego (obecnie PiS, wcześniej Samoobrona) z okręgu kujawsko- pomorskiego. Niektórzy tamtejsi działacze partii w proteście przeciwko narzucaniu im kandydata nie z regionu zdecydowali się opuścić PiS.