Ta decyzja, podjęta jako pierwszy punkt szczytu trwającego w Brukseli, jedyny niezwiązany z negocjacjami budżetowymi, to utarcie nosa eurodeputowanym. Wybrany przez rządy już w czerwcu Mersch uzyskał bowiem kilka tygodni temu ich negatywną opinię; eurodeputowani zażądali, by na jego miejsce znaleźć kobietę. Argumentowali, że we władzach EBC, które składają się z sześcioosobowego zarządu i 17 prezesów banków centralnych krajów euro, są teraz wyłącznie mężczyźni. Nie przekonało ich tłumaczenie Merscha, że ta sytuacja wynika z faktu, że szefami wszelkich europejskich banków są w większości mężczyźni, a w sektorze bankowym brakuje kobiet o najwyższych kwalifikacjach. PE był w tej sprawie tylko konsultowany. Jego opinia (niezależnie od tego, czy byłaby negatywna czy pozytywna) nie była dla rządów krajów członkowskich wiążąca. PE na tyle ostro wyraził jednak swój sprzeciw, że sprawa stała się głośna w mediach. Nagle Hiszpania, która przed wakacjami zgodziła się - tak jak wszystkie inne kraje - na kandydaturę Merscha, ogłosiła, że skoro europosłowie chcą kobiety w EBC, to rząd w Madrycie może zaproponować na to stanowisko aż dwie Hiszpanki. Ostatecznie jednak udało się także przekonać Hiszpanię, by nie zmieniać podjętych wcześniej decyzji. Mersch rozpocznie swą 8-letnią kadencję w grudniu.