Zdaniem Asha Rosja poddaje obecnie próbie europejski model działania, oparty na pokojowych metodach, negocjacjach i konsensie w ramach prawa krajowego i międzynarodowego. Jak podkreśla, jedyną właściwą odpowiedzią na to wyzwanie jest kombinacja postawy odstraszającej i łagodzącej. "Potrzebujemy dwutorowego podejścia, łączącego elementy odstraszania muskulaturą i umiejętnego zachęcania do współpracy - swoistej zimnej wojny i odprężenia" - pisze Ash. Jego zdaniem należy Rosji jasno dać do zrozumienia, że nadal jest możliwe strategiczne partnerstwo z UE, jakie Zachód sobie wymarzył w latach 90. "Musimy jednak przyjąć też nowe założenie robocze: że w przewidywalnej przyszłości Rosja pozostanie państwem (Władimira) Putina - bezlitosnym mocarstwem, zdecydowanym osłabiać wpływy Zachodu i tworzyć własną sferę wpływów w XIX-wiecznym stylu, a także gotowym uciekać się do przemocy, zastraszenia i wymuszenia, by realizować swe interesy narodowe" - czytamy. Ash pisze, że Rosja pojmuje swe interesy narodowe jako "ochronę" milionów Rosjan żyjących w innych suwerennych państwach, "na przykład na Krymie, który stanowi część suwerennego państwa ukraińskiego". "Możliwe, że właśnie rodzi się nowa Jałta - dokładnie w tym samym krymskim mieście, i w wielu innych, którymi Matka Rosja sama chce się opiekować. Europa powinna zrobić dla Gruzji tyle, ile potrafi, włącznie z widoczną misją na miejscu. Ale strategicznie nawet ważniejsze jest, by zrobiła tyle, ile potrafi, dla Ukrainy" - ocenia Ash. "UE powinna teraz dać Ukrainie jasną perspektywę członkostwa. Powinna rozmieścić na miejscu obserwatorów, urzędników, prawników, doradców policji i specjalistów od rozwoju(...), zwłaszcza w takich regionach jak Krym. Nasza reakcja powinna w realistyczny sposób uwzględniać nie tylko słabe i mocne punkty Rosji, ale i nasze. Rosja działa przy użyciu czołgów. Europa nie jest dobra w posługiwaniu się czołgami. Ale robimy tysiące innych rzeczy, mniejszych, delikatniejszych i powolniejszych, które mogą być znacznie skuteczniejsze - potrzeba do tego tylko czasu i perspektywy członkostwa" - podkreśla Ash. Jeśli chodzi o konflikt gruziński, wyraża on przekonanie, że także Gruzja i USA nie były wolne od winy. Przywódcy gruzińscy zachowali się jak "nieodpowiedzialni idioci", eskalując konflikt bez przemyślenia konsekwencji, a "konająca administracja (Geroge'a W.) Busha wykazała się typowym dla siebie brakiem kompetencji, pozwalając rządowi gruzińskiemu żywić choćby cień nadziei, że amerykańska kawaleria pośpieszy z pomocą temu kolejnemu Izraelowi na Kaukazie".