Jak przypomina "The Guardian", chora na raka Borders twierdziła, że nowotwór spowodowany był wdychaniem pyłu i kurzu ze zburzonych przez terrorystów wież World Trade Center. Kuzyn zmarłej John Borde oświadczył, że Borders "odeszła w wyniku choroby, która dręczyła ją od czasu zamachu". "Tego tragicznego dnia straciła tylu przyjaciół, współpracowników i kolegów. A jednak po tylu latach tamten ból znalazł sposób, by o sobie przypomnieć" - skomentował cytowany przez "The Guardian". "Jak to możliwe?" Borders nie miała pojęcia, że stała się bohaterką jednego z "25 najbardziej wstrząsających zdjęć w historii" (według magazynu "Time"). O specyficznej "sławie" córkę poinformowała matka. Jednak to, co uwiecznił fotograf, stało się przekleństwem Borders. "Nieustannie zadawałam sobie pytania, czy ten pył nie wywołał u mnie raka? Jestem o tym przekonana, ponieważ wcześniej w ogóle nie chorowałam. Nie miałam wysokiego ciśnienia, cholesterolu czy cukrzycy" - mówiła na kilka miesięcy przed śmiercią gazecie "Jersey Journal". "Jak to możliwe, że będąc zdrowa, pewnego dnia obudziłam się z nowotworem?" - pytała Borders. "To była rzeź" Dobiegał końca pierwszy miesiąc pracy Borders w banku na 81. piętrze w północnej wieży World Trade Center. Gdy samolot uderzył w wieżowce, kobieta - wbrew zaleceniu kierownika - uciekła z budynku i wybiegła na pogrążone w chaosie, spowite pyłem ulice Nowego Jorku.Przedzierała się przez tłumy rannych i oszołomionych ludzi, gdy ktoś wepchnął ją do lobby jednego z budynków. Wtedy to fotograf Stan Honda wykonał symboliczne zdjęcie. Wtedy też północna wieża World Trade Center upadła. "To co widziałam na ulicy, to była rzeź. Ludzie byli poranieni, w ich ciałach wbite były różne przedmioty, krew płynęła od czubka głów do stóp. (...) Sama myślałam, że zginę" - wspominała. "Na granicy życia i śmierci" 11 września odcisnął potworne piętno na psychice Borders. Nie była w stanie pracować, miała depresję, a na widok samolotu wpadała w panikę. Dodatkowo, uzależniła się od cracku, taniej i syntetycznej odmiany kokainy. "Przez dziesięć lat ani razu nie byłam w pracy. W roku 2011 byłam na granicy życia i śmierci" - twierdziła. Co więcej, Borders odebrano prawa rodzicielskie do dwójki dzieci. To był przełom. Od terapii odwykowej w kwietniu 2011 roku, Borders nie tknęła narkotyków. Ogromna skala zachorowań To jednak nie był koniec walki. W zeszłym roku Borders dowiedziała się, że ma raka. Przeszła kilka chemioterapii, operacji i zabiegów radiacji - ostatnią w grudniu zeszłego roku. Bezskutecznie. 24 sierpnia 2015 roku "dust lady", bo tak mówiono o Borders, zmarła. "Moja mama dzielnie walczyła. Dla mnie zawsze będzie bohaterką, a jej cząstka będzie żyła we mnie" - powiedziała jej córka Noelle. Podobne problemy zdrowotne miało tysiące osób, które w dniu zamachu przebywały w sąsiedztwie World Trade Center. U większości z nich zdiagnozowano nowotwór. Skala zachorowań była tak duża, że w 2011 roku ponownie otwarto Fundusz Odszkodowań dla Ofiar 11 Września. *** Marcy Borders do końca życia przetrzymywała w foliowej torbie zakurzone ubranie, w którym wykonano jej słynne zdjęcie. Nigdy go nie oczyściła, nigdy też nie spojrzała na uwieczniony na fotografii strój z 11 września 2001 roku. (arwr)