Przykładem negocjacyjnej zwinności prezydencji mogą być rozmowy w 2008 r. na temat dyrektywy o czasie pracy, w które Polska była mocno zaangażowana. Źródło zbliżone do polskiej delegacji wspomina, że ówczesna słoweńska prezydencja wykazała się "pracowitością, skutecznością i racjonalnością". Słowenia była pierwszym spośród nowych krajów członkowskich z rozszerzenia w roku 2004, które przejęło przewodnictwo w Radzie UE. Prace nad wzbudzającą wiele kontrowersji dyrektywą posunęły się za czasów poprzedzającej słoweńską prezydencji portugalskiej, ale to dopiero Lublanie udało się przedstawić na posiedzeniu Rady ministrów w czerwcu 2008 roku projekt zbliżony do tego, co wiele krajów mogło zaakceptować. Żeby było to możliwe, prezydencja sonduje stanowiska poszczególnych państw "27" w rozmowach kuluarowych, chcąc wybadać grunt, a następnie wyczuć, na ile partnerzy są w stanie ustąpić. Praktycznie cała pierwsza połowa słoweńskiej prezydencji polegała na prowadzeniu rozmów dwustronnych. Zapomniała wtedy o własnych interesach - nawet jeśli jakiś kraj jest zaangażowany w forsowanie konkretnego projektu, na czas swojej prezydencji musi zrezygnować z tych ambicji i dążyć do wypośrodkowania stanowisk - zwrócił uwagę rozmówca PAP. W roli mediatora w negocjacjach z krajem członkowskim mającym zastrzeżenia do danego projektu prezydencję może wspierać inne państwo, któremu szczególnie zależy na przyjęciu porozumienia. Rozmowy toczą się w różnych konfiguracjach: czasem rozmawiają dwa kraje (takie rozmowy przywódców albo ministrów nazywa się w unijnym żargonie konfesjonałami), czasem cała koalicja krajów przekonuje jeden oporny kraj. Prezydencja może sprzyjać zawiązywaniu sojuszy, koalicjom i targom między krajami, jeśli zbliża to do przyjęcia kompromisowej propozycji. Są jednak granice kompromisu. Na posiedzenia w Brukseli albo Luksemburgu minister każdego kraju jedzie wyposażony w instrukcję przygotowaną w kraju początkowo na poziomie ekspertów, a następnie ministerstwa i zaakceptowaną przez rząd, a czasami - jak w Polsce - odpowiednie parlamentarne komisje. W przypadku dyrektywy o czasie pracy w Polsce zaangażowanych było pięć resortów, np. ministerstwo zdrowia ze względu na kwestie dyżurów lekarskich, ale resortem wiodącym było ministerstwo pracy i polityki społecznej. Przeważnie - co jest w takich instrukcjach wyraźnie zaznaczone - każdy kraj rezerwuje sobie pewien margines negocjacyjny, pozwalający na złagodzenie pierwotnego stanowiska. W przypadku projektu dyrektywy z 2008 roku Polsce zależało np. na utrzymaniu klauzuli opt-out dającej możliwość wydłużenia czasu pracy, inne kraje z kolei koncentrowały się na kwestii uregulowania dyżurów lekarskich. W ostateczności - gdy proponowany kompromis wykracza poza ustalone w instrukcji ramy - szef delegacji może zadzwonić do swojej stolicy, by zapytać, na jak dalekie ustępstwa może pójść. Słoweńskie przewodnictwo jeszcze w czasie trwania Rady zmieniało treść projektu, uwzględniając postulaty poszczególnych krajów UE i dążąc do kompromisowego rozwiązania. Zbliżeniu stanowisk służył m.in. zamknięty dla osób z zewnątrz obiad ministrów, w czasie którego konfrontowano oczekiwania poszczególnych krajów. Posiedzenie Rady w Luksemburgu w czerwcu 2008 roku zakończyło się późno w nocy, po kilkunastu godzinach negocjacji. Ministrowie pracy UE zgodzili się, by czas pracy w Unii wynosił do 48 godzin przeciętnie w tygodniu, ale za zgodą pracownika można było go wydłużyć maksymalnie do 65 godzin. W porównaniu z dotychczasowymi przepisami zaakceptowany projekt wprowadził surowsze warunki wydłużenia tygodnia pracy ponad 48 godzin i wprowadził rozróżnienie na "aktywny" i "nieaktywny" czas dyżurów, np. lekarskich. Jednak przyjęte z takim trudem wspólne stanowisko Rady zostało pół roku później odrzucone przez Parlament Europejski. Od wejścia w życie Traktatu z Lizbony 1 grudnia 2009 roku rola krajowej, rotacyjnej prezydencji w dużej mierze sprowadza się do sprawnego kierowania pracami Rady ministrów UE. Żeby usprawnić działanie Rady, kraje zostały podzielone w tria, sprawujące prezydencję bezpośrednio po sobie w sumie przez 18 miesięcy. Polska znalazła się w trio z Danią i Cyprem.