Pierwsze lekkie wstrząsy były odczuwalne w regionie już w połowie stycznia i regularnie się powtarzały. Nadejście silniejszego trzęsienia ziemi przewidział sejsmolog Gioacchino Giuliani, badacz z laboratorium Instytutu Fizyki Nuklearnej znajdującego się w masywie Gran Sasso w środkowych Włoszech. Przy pomocy wynalezionego przez siebie urządzenia ustalił niedawno, że należy spodziewać się silnych wstrząsów. Badacza zaniepokoiła duża koncentracja radonu w pobliżu miejsc aktywnych sejsmicznie. Kiedy prognozy te podał do publicznej wiadomości, a do wstrząsów nie doszło w ostatnich dniach, został wyśmiany, a także zadenuncjowany przez przedstawicieli lokalnych władz za wywoływanie alarmu. Giulianiego zmuszono również do usunięcia wyników jego badań z internetu. Z mieszkańcami urządzono natomiast spotkanie 31 marca, na którym Obrona Cywilna przekonywała, że miastu nic nie grozi. - Wstrząsy, które odczuwaliśmy do tej pory to część typowej sekwencji, absolutnie normalnej w regionie sejsmicznym - mówiono. Podkreślono również, że na tym etapie rozwoju nauki nie ma możliwości przewidzenia trzęsienia ziemi, jak również nie ma powodu do wszczynania alarmu. Kiedy teraz - już po trzęsieniu, które kosztowało życie przynajmniej 92 osób - dziennikarze pytali, dlaczego władze nie potrafiły ochronić mieszkańców przed skutkami katastrofy, dyrektor Narodowego Instytutu Geofizyki, Enzo Boschi zaprzeczył, by ktokolwiek wcześniej prognozował tragedię. - Za każdym razem, gdy dochodzi do trzęsienia ziemi, znajdują się ludzie, którzy twierdzą, że je przewidzieli. Z tego co wiem, tym razem nikt tego precyzyjnie nie uczynił. Obecnie nie istnieje możliwość przewidzenia trzęsienia - zapewnił.