Najwięcej chorych, w tym również dzieci, jest w Afryce. Jednym z takich dzieci jest Nkosi Johnson. Urodził się z AIDS i został porzucony przez matkę, która sama umierała już na tę chorobę. Na ulicach Johannesburga znalazła go pewna kobieta, która później założyła specjalne centrum, dla matek i ich dzieci chorych na AIDS. Wtedy, dziewięć lat temu, Nkosiemu lekarze dawali dziewięć miesięcy życia. Chłopiec nadal żyje i walczy z chorobą. Wierzy, że to nie przypadek, że choroba jeszcze go nie pokonała:"Mam wrażenie, że mam do wypełnienia jakąś specjalną misję. Żyję w końcu już z tą chorobą prawie jedenaście lat. Przede wszystkim musimy zrobić coś dla innych dzieci, żeby nie umierały, żeby mogły przeżyć własne życie i nie były już w momencie urodzin - skazane na śmierć". W ciągu ostatniego roku liczba nowych przypadków zachorowań na AIDS na Czarnym Kontynencie nieco spadła. Gwałtownie wzrosła jednak w Rosji. Zdaniem specjalistów teraz właśnie tam potrzebna jest jak największa pomoc. Tymczasem przedstawiciele rosyjskiego ministerstwa zdrowia rozkładają ręce i mówią, że po prostu nie mają pieniędzy na walkę z AIDS. Wadim Pokrowski, szef federalnego centrum do walki z AIDS podkreśla, że jakiekolwiek pieniądze z Ministerstwa Zdrowia trafiły do działającego od pięciu lat centrum dopiero w zeszłym roku: "No i co w takiej sytuacji możemy robić, by zapobiec epidemii. Jedyne, co możemy - to starać się przekonać ludzi, by zmienili zachowania". Według oficjalnych danych pod koniec ubiegłego roku zarażonych wirusem HIV było 130 tysięcy osób. Teraz jest ich już ponad 300 tysięcy.