Wyjątkowo krwawa i brutalna wojna domowa w Syrii trwa już ponad dwa lata. Obserwatorzy Human Rights Watch spędzili na miejscu kilka miesięcy. W raporcie zatytułowanym "Śmierć z przestworzy" piszą, że od lata ubiegłego roku wojska Baszara al-Assada niemal codziennie przeprowadzają naloty na rejony, opanowane przez zbrojną opozycję. Problem w tym, że zrzucane z samolotów bomby zabijają przede wszystkim cywilów. Jak mówi Anna Neistat z Human Rights Watch, w nalotach zginęły już co najmniej 4 tysiące cywilów. - Większość ofiar zginęła w miejscach, gdzie nie toczyły się walki, nie było bojowników. Tacy cywile zostali z premedytacją obrani za cel, a to naszym zdaniem jest zbrodnią wojenną - podkreśla Anna Neistat. Obserwatorzy Human Rights Watch udokumentowali niemal 60 nalotów w miastach na północy Syrii, głównie w Aleppo. Bomby spadały na przykład na piekarnie, przed którymi zbierali się ludzie, by kupić chleb. W sierpniu tylko w jednym z takich ataków w Aleppo miało zginąć 20 osób. Jak mówi Ole Solvang, bomby zrzucane są także na szpitale. - Jeden ze szpitali był bombardowany osiem razy. To jasne, że te ataki były dokonywane z premedytacją - dodaje wysłannik Human Rights Watch. Raport Human Rights Watch wspomina także, że syryjski reżim używa przeciwko ludności cywilnej bomb kasetowych, a nawet pocisków balistycznych. ONZ ocenia, że dotychczas konflikt w Syrii kosztował życie co najmniej 70 tysięcy osób. Syryjskie organizacje praw człowieka twierdzą jednak, że ofiar jest co najmniej 120 tysięcy.