Mariusz Piekarski, RMF FM: Miał pan okazję zobaczyć przeprowadzenie jeńców ukraińskich przez Donieck. Jak pan to ocenia? Wydawałoby się, że w XXI wieku takie rzeczy nie powinny się zdarzać, nawet na arenach konfliktów zbrojnych. Adam Bodnar, wiceszef Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Ten przemarsz jeńców wojennych przez ulice Doniecka to jawne złamanie reguł prawa międzynarodowego, a w szczególności III Konwencji Genewskiej "O traktowaniu jeńców wojennych". Ona zawiera wyraźne postanowienie, że jeńcy wojenni powinni być traktowani w sposób humanitarny. Nie należy poniżać ich godności, wystawiać ich na publiczny widok dla zaspokojenia ciekawości. Obowiązkiem każdej strony konfliktu, która przejęła jeńców wojennych jest opieka nad nimi, a nie doprowadzanie do sytuacji, w których może dochodzić do poniżenia czy przemocy fizycznej albo śmierci. Tego typu zachowanie jest absolutnym złamaniem wszelkich standardów. Te zdjęcia są szokujące. Żołnierze prowadzeni pod bagnetami i jadąca za nimi pomywaczka, która myła ulice, po których oni przeszli. To jest coś rodem z II wojny światowej i z Placu Czerwonego. - Te porównania są bardzo wyraźne. Chodzi wyłącznie o efekt propagandowy, wywołanie pozytywnych uczuć po stronie rzekomych obrońców Doniecka i pokazanie wroga, który chciał najechać. Ta symbolika jest niezwykle ważna. Są to osoby odarte ze swojej godności - jeńcy prowadzeni bez umundurowania, nieogoleni... Pomywaczka na ulicy pokazuje, że mamy do czynienia z kimś brudnym, kto nie przystaje do naszego środowiska. To, z czym nam się to kojarzy, to jest absolutnie tragedia II wojny światowej, najgorszych wybryków totalitaryzmu. Powstaje pytanie: jak daleko propaganda separatystów będzie sięgała i jak daleko będzie dążyła do unicestwienia wartości, na których opiera się współczesny porządek prawny. Ci żołnierze zostali potraktowani w taki sposób, w jaki żołnierze radzieccy traktowali jeńców z Wermachtu. - Tak jest. Warto tutaj też zwrócić uwagę na język, który się pojawia w retoryce rosyjskiej i retoryce separatystów. Ci wszyscy, którzy walczą o wolną Ukrainę i jej niezależność od Rosji są nazywani mianem faszystów. To jest określenie, za pomocą którego chce się poniżyć drugą stronę konfliktu. Przeprowadzenie tego typu akcji na ulicach Doniecka w sposób jasny musiało nawiązywać do tego, co się działo na ulicach Moskwy w 1944 roku. Wierzy pan, że to był pomysł samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej czy rozkaz przyszedł z Moskwy? - Wydaje mi się, że obecnie nie ma wątpliwości co do tego, iż wojna toczy się na dwóch poziomach - to jest konflikt zbrojny i wojna propagandowa. Te wszystkie informacje, które się pojawiają w mediach, pewne określone przekazy, ale także działalność takich telewizji jak Russia Today - to jest wszystko sterowane z Moskwy i ma na celu doprowadzenie do pewnego zagmatwania sytuacji, wygrania wojny informacyjnej. Nieprzypadkowo ten przemarsz jeńców przeprowadzono w dniu święta narodowego na Ukrainie. To jest odpowiedź na defiladę z Kijowa. - Tak mi się wydaje, że nie jest to przypadek. Ten obrazek z Kijowa - mocnej armii ukraińskiej, która się szykuje do dalszej walki, pokazujący zintegrowanie narodu ukraińskiego - zostanie przykryty w mediach międzynarodowych obrazkiem przemarszu jeńców przez ulice Doniecka. Tylko jacyś wrażliwcy będą się przejmowali tym, że to jest naruszenie norm prawa międzynarodowego. Ważne - z punktu widzenia prawdopodobnie propagandy rosyjskiej - że ludność Doniecka będzie miała atmosferę jak na igrzyskach w starożytnym Rzymie. Skoro mówimy o złamaniu prawa międzynarodowego to spodziewa się pan jakiegoś ostrego potępienia ze strony świata? - Wydaje mi się, że to potępienie cały czas narasta. Od zestrzelenia samolotu malezyjskich linii lotniczych społeczność międzynarodowa zdała sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Ale tego typu akcje, które są pokazywane w mediach zagranicznych na pewno się spotkają z głębokim niezrozumieniem oraz oburzeniem. One przywracają obraz najczarniejszych snów z okresu II wojny światowej. Na pewno nie pozostaną bez reakcji międzynarodowej. Mnie jako prawnika interesuje kwestia ewentualnej odpowiedzialności sprawców tego czynu. Może być on klasyfikowany jako zbrodnia wojenna - każde niehumanitarne traktowanie jeńców może być tak nazwane. Pojawia się pytanie, co dalej. Remedium mogłaby być odpowiedzialność przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Tylko kto miałby ścigać tych, którzy prowadzili żołnierzy ukraińskich ulicami Doniecka? - To jest zawsze problem, jak pojmać tych, którzy popełniali zbrodnie wojenne. Wystarczy przypomnieć, co się działo w byłej Jugosławii. Z czasem te osoby mogą stanąć przed międzynarodowymi trybunałami. To jest kwestia efektywności międzynarodowych agencji zajmujących się łapaniem tego typu przestępców. Wierzę, że za kilka, kilkanaście lat, takie osoby mogą stanąć przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Rozmawiał: Mariusz Piekarski