"Polski jako odziedziczony - nowe podejście", brzmiała nazwa konferencji, którą w czwartek i piątek zorganizował istniejący tam od dwóch i pół roku Ośrodek Kompetencji i Koordynacji Języka Polskiego (Kompetenz- und Koordinationszentrum Polnisch, w skrócie KoKoPol). Ma on koordynować i nadzorować rozdzielanie federalnych pieniędzy na nauczanie polskiego w Niemczech pomiędzy tych, którzy zechcą się o nie ubiegać. Chodzi o przyznane przez Bundestag pięciu milionów euro na kolejne trzy lata. W tym roku na nauczanie polskiego ma pójść pierwszy milion, w latach następnych zaś - po dwa miliony euro. Trudno się dziwić, że dyskusja o tym, co się z nimi stanie, wywołała sporo emocji, zwłaszcza wśród tych, którzy do tej pory robią to za bardzo skromne pieniądze, jeśli nie za darmo. Tym bardziej, że informacja o milionach docierała do najbardziej zainteresowanych mniej lub bardziej przypadkowo. Bundestag przeznaczył miliony euro na naukę polskiego - Ja się o nich dowiedziałam od dziennikarza, który zadzwonił do mnie w grudniu i zapytał, czy wiem, że tego dnia jest posiedzenie Bundestagu w tej sprawie - powiedziała Deutsche Welle (DW) Liliana Barejko-Knops z niemal 30-tysięcznego Rösrath w Nadrenii Północnej-Westfalii, przewodnicząca działającego w siedmiu landach Związku Nauczycieli Języka Polskiego i Pedagogów w Niemczech. - Także inne organizacje nie były o tym poinformowane, jak choćby Macierz Szkolna - dodała jej zastępczyni Renata Kaczmarek z ponad dziesięć razy większego Münster w tym samym kraju związkowym. Kilkanaścioro przedstawicieli organizacji polonijnych zajmujących się nauką języka polskiego spotkało się jednak w końcu w klasztorze St. Marienthal w Ostritz (Ostrowcu nad Nysą Łużycką - red.), by wspólnie się zastanowić, co zrobić z tymi milionami, które nagle spadły z federalnego nieba. - Bardzo się cieszymy, że zostaliśmy przez KoKoPol zaproszeni i mamy możliwość dyskutować nad sposobem wydania tych pieniędzy, i że mamy możliwość zadawania pytań - powiedziała z kolei kandydująca do heskiego landtagu prawniczka Barbara Lange z Frankfurtu nad Menem, przewodnicząca Inicjatywy Rodzice Polskojęzyczni w Hesji. "Niemcy zaczęli prowadzić dialog z Polską" - Dla mnie było to coś, jak "Zeitenwende" (pol. przełom - red.) albo zmiana paradygmatu, której celem jest prowadzenie dialogu z naszym najważniejszym wschodnim sąsiadem na równych zasadach - tłumaczy w rozmowie z DW twórca i szef KoKoPolu Gunnar Hille. Używa on terminu oznaczającego historyczny przełom, wprowadzonego przed rokiem do językowego obiegu przez kanclerza Olafa Scholza w odniesieniu do polityki Niemiec wobec Rosji, która wtedy napadła na Ukrainę. Hillemu chodzi zaś o politykę Niemiec wobec Polski i Polaków. - A tu wiele spraw przespano, wielu rzeczy nie zrobiono, również takich, które zostały zapisane ponad 30 lat temu w Polsko-Niemieckim Traktacie o Dobrym Sąsiedztwie - podkreśla pomysłodawca KoKoPolu, który przedtem przez długie lata prowadził służbę językową (niem. Sprachendienst - red.) w niemieckim MSZ. Bo choć w Traktacie zapisano, że obie strony (polska i niemiecka - red.) będą dążyć do zapewnienia członkom mniejszości niemieckiej w Polsce, a w Niemczech osobom polskiego pochodzenia, albo przyznającym się do języka, kultury lub tradycji polskiej "odpowiednich możliwości nauczania ich języka ojczystego", to jednak po stronie niemieckiej ta kwestia do tej pory nie pojawiała się na poziomie federalnym, a jedynie poszczególnych landów, gdzie z kolei była bardzo różnie traktowana. - Bardzo dobrze jest pod tym względem w Nadrenii Północnej-Westfalii, kiepsko zaś na przykład w Badenii-Wirtembergii, gdzie władze są kompletnie niezainteresowane tym tematem - uważa Barejko-Knops. "Dofinansowanie powinni otrzymać nauczyciele" Zdaniem Hillego teraz wreszcie zaczyna się wprowadzanie w życie traktatowych postanowień, choć, jak podkreśla, w Traktacie nie zostały zapisane żadne konkretne zobowiązania w tej kwestii. - I bardzo się cieszę, że działacze polonijnych stowarzyszeń potrafili wytyczyć drogę do przedstawienia wspólnego stanowiska - mówi szef KoKoPolu. A wcale się na to nie zanosiło. Pierwszy dzień spotkania w ostrowieckim klasztorze był naładowany bardzo silnymi emocjami, które przejawiały się zarówno wypowiadanymi pod nosem nieprzychylnymi komentarzami na temat tej czy innej właśnie wygłoszonej kwestii, jak i ostrymi polemikami w debacie. Bo ludzie, którzy zjechali do Ostrowca z różnych zakątków Niemiec, chcieli przede wszystkim wiedzieć, na co konkretnie zostaną przeznaczone te pierwsze całkiem pokaźne pieniądze, które władze federalne wyasygnowały na naukę polskiego w 30 lat po podpisaniu Traktatu. Nawet kompletnie niezorientowany obserwator musiał odczuć, jak bardzo uczestnicy tego spotkania są osobiście zaangażowani w sprawę, którą jest język polski jako język ojczysty, czy też - tłumacząc dosłownie z niemieckiego - jako język kraju pochodzenia (niem. Herkunftssprache - red.). - Wiem, co to znaczy pracować, nie zarabiając żadnych pieniędzy - powiedziała DW Liliana Barejko-Knops, zdaniem której dofinansowanie powinny otrzymać w pierwszym rzędzie pracujące społecznie nauczycielki. Polskie organizacje w Niemczech muszą działać przejrzyście W przyjętym w piątek oświadczeniu obecni w Ostrowcu przedstawiciele polonijnych organizacji w Niemczech przyjęli z uznaniem decyzję Bundestagu o przyznaniu środków na nauczanie polskiego, a Gunnarowi Hillemu podziękowali za zorganizowanie spotkania. Następnie przedstawili swoje oczekiwanie, że wypracowana zostanie "wolna od biurokratycznych ograniczeń, bezpieczna pod względem prawnym i transparentna koncepcja postępowania", które zapewni równoprawny dostęp do finansowego wsparcia nauczania polskiego, i że powstanie ona przy współpracy polskich organizacji. - Wpisaliśmy tam też nasze przekonanie, że najbardziej sensowne jest finansowanie pozaszkolnego nauczania języka polskiego dzieci i młodzieży pochodzenia polskiego - mówi w rozmowie z DW Barbara Lange z Frankfurtu nad Menem, podkreślając jednocześnie, że takiego finansowania do tej pory nie było. To, czy pieniądze mają być na nauczanie pozaszkolne, czy także i szkolne, wzbudzało bowiem największe emocje. Kluczowym stwierdzeniem ostrowieckiej deklaracji wydaje się być wymóg przejrzystości koncepcji. W tym kontekście Barbara Lange wskazuje na "publicznie znaną" sprawę obsadzenia Biura Polonii w Berlinie. Także szef KoKoPolu znakomicie zdaje sobie sprawę, jak ważne jest to, żeby nie było cienia wątpliwości co do wszelkich poczynań związanych z rozdziałem przyznanych pieniędzy. - Musimy udokumentować każdy cent, który wydamy - mówi Hille i podkreśla, że potem jeszcze temu wszystkiemu będzie się dokładnie przyglądać landowy lub federalny Rechnungshof, czyli urząd kontroli finansowej, odpowiednik polskiego NIK. "Mamy wspólny interes" Wygląda na to, że wszyscy uczestnicy spotkania w Ostrowcu wyjeżdżali z klasztoru St. Marienthal w znacznie lepszych nastrojach, niż tam przyjeżdżali. Także panie Liliana Barejko-Knops i Renata Kaczmarek były wyraźnie odprężone. W kolejnej rozmowie z DW nie kryły swego zadowolenia z osiągniętego porozumienia. Adam Gołkontt reprezentujący na rozmowach w KoKoPolu Polską Macierz Szkolną i Związek Polaków w Niemczech "Rodło", podczas prezentacji jako jedyny wyraził na głos nadzieję, że organizacje, w imieniu których występuje, otrzymają proporcjonalny dostęp do przyznanych przez Bundestag pieniędzy, a w trakcie czwartkowej debaty nieraz ostro krytykował postawę władz Niemiec. Ale i on także opuszczał Ostrowiec usatysfakcjonowany. - Jestem bardzo zadowolony, bo była tu bardzo dobra współpraca wszystkich organizacji o różnych poglądach politycznych, partyjnych i światopoglądowych. Wszystkim organizacjom udało się określić wspólny interes w kwestii pozaszkolnego nauczania języka polskiego - powiedział w rozmowie z DW na chwilę przed odjazdem. Aureliusz M. Pędziwol, Redakcja Polska Deutsche Welle