Zdaniem Van Rompuya, UE, "wielka handlowa potęga" i największy dostawca pomocy rozwojowej na świecie, nie "potrafi boksować we własnej kategorii". - Mam ośmiomiesięczne doświadczenie, jeżeli chodzi o szczyty UE z krajami trzecimi. Nie jestem zadowolony z tego, jak to wygląda. Wspólnie nie wkładamy wystarczająco dużo wysiłków w promowanie naszych interesów i spójny sposób działania - powiedział na szczycie przywódcom państw UE. I zaapelował, by wspólnie zdefiniować interesy i cele UE przed serią jesiennych szczytów z krajami trzecimi. "Zacznijmy od Azji..." - Potrzebujemy więcej spójności i konsekwencji w działaniach. Po prostu brakuje nam strategicznego myślenia - dodał. - Czy nie nadszedł czas, by na przykład przekształcić naszą siłę finansową w polityczny wpływ, czy to na Bliskim Wschodzie, czy to w Afryce, czy gdzie indziej? - pytał. Zaproponował, by rozpocząć od Azji w związku z dużym spotkaniem UE-Azja 4 października w Brukseli. Podkreślił też kluczową rolę stosunków transatlantyckich dla rozwiązania problemów międzynarodowych. - Nadchodzący szczyt (UE-USA 20 listopada w Lizbonie ) z prezydentem Barackiem Obamą jest świetną okazją, by dać świeży impuls naszym relacjom z USA - powiedział. Z inicjatywy Van Rompuya na szczycie odbyła się pierwsza strategiczna debata na temat stosunków UE ze "strategicznymi partnerami" na poziomie szefów państw i rządów. Traktat z Lizbony wyznacza nowemu szefowi Rady Europejskiej znaczne kompetencje, w tym reprezentowanie UE na świecie i przewodniczenie szczytom z krajami trzecimi. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP, premierzy grupy państw Wyszehradu na spotkaniu z Van Rompuyem w czwartek rano, tuż przed właściwym szczytem całej UE, wyrazili żal, że ze szczytu zniknął temat polityki sąsiedzkiej, a zwłaszcza Partnerstwa Wschodniego. - Narzekał na to zwłaszcza premier Węgier, bo Partnerstwo Wschodnie to priorytet węgierskiego przewodnictwa w pierwszej połowie 2011 roku - powiedziały źródła dyplomatyczne.