Lista oskarżonych, która wpłynęła na początku maja do sądu stanowego w Connecticut, wyglądała imponująco. Wśród 20 podmiotów gospodarczych produkujących leki oraz 15 osób, którym władze 44 amerykańskich stanów zarzucają zmowę na rynku farmaceutycznym i nieuzasadnione podnoszenie cen, czasem nawet o kilkaset procent w ciągu pół roku, można znaleźć praktycznie wszystkie najbardziej znane marki w tej branży. Pfizer, Novartis, Mylan, Roche i przede wszystkim główny podejrzany, Teva Pharmaceuticals USA, miały według śledczych stworzyć kartel działający na podstawie niezgodnych z prawem pozarynkowych porozumień. Celem było jak najszybsze podniesienie cen leków w taki sposób, by dominująca w danym segmencie rynku firma zyskała, ale jednocześnie pozostali członkowie układu nie stracili. Farmaceutyczni giganci stworzyli wehikuł zadowalający wszystkie strony. Każdy z nich bowiem, przynajmniej na rynku amerykańskim, specjalizuje się w produkcji innych leków czy prowadzeniu badań nad innymi schorzeniami. Ich monopole pozostawały zatem nienaruszone, a zmowa gwarantowała jak najniższe straty, gdy na innym froncie zyskiwała konkurencja. Największym poszkodowanym byli oczywiście pacjenci. Funkcjonowanie kartelu powodowało ciągły i jednocześnie skokowy wzrost cen na całym rynku farmaceutycznym. Przy i tak ogromnych kosztach leczenia w USA, wciąż powszechnym braku ubezpieczeń zdrowotnych (według Centralnego Biura Statystyk nieubezpieczonych jest 27,6 mln Amerykanów) i ograniczonym dostępie do opieki medycznej w niektórych częściach kraju podniesienie ceny regularnie zażywanego leku nawet o 1000% mogło być śmiertelne dla setek tysięcy chorych. Tym bardziej że kartel obejmował swoim zasięgiem naprawdę całe spektrum najpopularniejszych schorzeń. Kilkusetprocentowe podwyżki cen dotyczyły leków na cukrzycę i nadciśnienie, preparatów obniżających cholesterol i zmniejszających ryzyko zawałów. Firma z listu pani ambasador Szczególnie kontrowersyjne i moralnie wątpliwe było ustawianie cen leków generycznych. Najprościej mówiąc, chodzi o tańsze zamienniki drogich preparatów, o udowodnionym przez producenta składzie identycznym z zastępowanym lekiem. Ich istnienie na rynku jest kluczowe o tyle, że w wielu krajach są dotowane lub nawet w całości refundowane przez władze, chcące zapewnić chorym lepszy dostęp do leczenia. To właśnie leki generyczne, tańsze w produkcji, wspomagane publicznymi pieniędzmi i łatwiejsze do wprowadzenia w sprzedaży masowej, stanowią ogromną część przychodów największych producentów. Tiash Saha z amerykańskiego serwisu branżowego Pharmaceutical Technology pisze, że na lekach generycznych firmy farmaceutyczne zarabiają nawet 10 mld dol. rocznie. Co ciekawe, prawie wszystkie z 10 czołowych spółek zestawienia rocznych zysków z generyków zostały wymienione w pozwie do sądu w Connecticut. Absolutnym liderem jest spółka Mylan, na konta której w 2018 r. wpłynęło 11,26 mld dol. pochodzących z samej sprzedaży generyków. Inni podejrzani o odgrywanie kluczowych ról w kartelu, Sandoz i Teva USA, spadli niewiele poniżej granicy 10 mld. Nawet ostatnia w czołowej dziesiątce firma Sanofi zanotowała 1,69 mld dol. wpływów z leków generycznych. Wiele z tych marek prowadzi działalność na całym świecie, dlatego ich nazwy są doskonale znane również polskim czytelnikom. A nawet jeśli na którymś z zagranicznych rynków na pierwszy rzut oka ich nie ma, najczęściej oznacza to po prostu, że funkcjonują tam pod nazwą spółek córek, takich jak firma Genetech należąca do Roche. O tej marce głośno zrobiło się w naszym kraju na początku tego roku, kiedy ambasador USA Georgette Mosbacher interweniowała u ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego w sprawie wpisania leku onkologicznego produkowanego właśnie przez Genetech na polską listę leków refundowanych. Genetech również został wymieniony jako jeden z uczestników zmowy cenowej. W kontekście pozwu zbiorowego co najmniej dwuznacznie brzmią zatem słowa ambasador Mosbacher, która w liście do polskiego rządu powoływała się na "wątpliwości dotyczące sprawiedliwości lub przejrzystości" podejmowania decyzji o refundacjach. Giganci zarabiają na generykach Nie wszystkie oskarżane o ustawianie cen firmy przedstawiły już w tej sprawie oficjalne stanowisko. Część milczy, licząc na oddalenie pozwu z przyczyn formalnych. Ci z kolei, którzy do pozwu się odnieśli, argumentują, że należało zapewnić "uczciwe przychody z rynku" wszystkim funkcjonującym na nim podmiotom. Rzecznik prasowy Teva USA poinformował w oświadczeniu, że zarzuty zmowy cenowej i nielegalnych praktyk nie mają pokrycia w rzeczywistych danych płynących z rynku. Dodał też, że nawet jeśli inne firmy dopuszczały się niezgodnego z prawem ustawiania cen, to Teva w kartelu nie brała udziału i nie może ponosić odpowiedzialności za poczynania pozostałych graczy w branży. Wreszcie z wypowiedzi rzecznika można się dowiedzieć, że podwyżki cen leków spowodowane są rosnącymi kosztami pracy oraz koniecznością inwestowania coraz większych środków w badania, rozwój, proces patentowania i późniejszą reklamę nowych leków. Zwłaszcza te ostatnie słowa brzmią nie do końca wiarygodnie w ustach przedstawiciela firmy Teva USA, która w praktyce (podobnie jak inni giganci) nie patentuje już nowych leków, a przychody osiąga dzięki całej gamie generyków. Według śledczych stanowych z Connecticut, wspieranych w przygotowywaniu pozwu przez urzędników z innych części kraju, zmowa cenowa trwa na amerykańskim rynku farmaceutycznym co najmniej od 2012 r., może nawet dłużej. Jednak to wtedy pierwszy raz zrobiło się głośno o skokowym wzroście cen. Z każdym kolejnym rokiem sytuacja wyglądała gorzej. W przeszło 500-stronicowym pozwie prokurator stanowy wymienia aż 86 wyprodukowanych przez Teva USA leków, głównie generycznych, których ceny w latach 2013-2015 wzrosły od kilkudziesięciu do kilkuset procent. Pozostali domniemani uczestnicy kartelu mogli się pochwalić podobnymi statystykami. Za sprawą kilkuset specyfików o sztucznie zawyżonych cenach i przez brak skutecznej pomocy ze strony państwa (w USA nie ma federalnych rzeczników obywatelskich, takich jak np. rzecznik praw pacjenta) rynek kształtują nietykalne korporacje. Rynek, na którym bardzo często chodzi o ratowanie ludzkiego życia. Rząd nic nie widział Na tym etapie postępowania trudno mówić o szansach oskarżenia na zwycięstwo. Pozew może bowiem zostać odrzucony z powodu konfliktu między regulacjami stanowymi a prawem federalnym. Sędzia Andrew Napolitano, konserwatywny teoretyk prawa i ekspert stacji Fox News, zwrócił w tym kontekście uwagę na rozbieżności w kompetencjach organów administracyjnych. Jego zdaniem pozew złożony wspólnie przez władze 44 stanów wygląda co najmniej nietypowo w amerykańskim prawie, biorąc pod uwagę fakt, że sprawą nie chciał się zająć Departament Sprawiedliwości, czyli śledcza instytucja federalna. Przy takim oskarżeniu, obejmującym prawie cały kraj, interwencja Waszyngtonu wydaje się konieczna. Tymczasem rząd federalny podnoszeniu cen leków generycznych się przyglądał, ale nieprawidłowości nie stwierdził. Teraz jednak temat wrócił na pierwsze strony gazet. I, po części z powodu ruszającej już powoli kampanii prezydenckiej przed wyborami w 2020 r., zainteresował polityków z obu dominujących obozów. W obronie pacjentów stanęła Elizabeth Warren, senatorka Partii Demokratycznej i jedna z faworytek do opozycyjnej nominacji prezydenckiej w przyszłym roku. Warren, znana z wieloletniej walki z monopolami rynkowymi i pozaprawnymi układami m.in. firm ubezpieczeniowych i banków inwestycyjnych, zaapelowała do rządu federalnego o nowe regulacje cen leków i wsparcie śledztwa stanowego zasobami Departamentu Sprawiedliwości. Przeciwko zmowie cenowej wystąpił też Donald Trump, choć z nieco innego powodu. Najbardziej dostało się oczywiście tym firmom, które nie mają większościowego kapitału amerykańskiego i nie lokują w USA dużej części swojej produkcji, jak chociażby szwajcarski Roche. Prezydent dodał też, że naturalnie sprzeciwia się kartelom, bo zawsze stoi w obronie wolnego rynku (choć mnóstwo jego decyzji w polityce gospodarczej wygląda dokładnie odwrotnie). Deklaracje polityków mogą jednak niewiele dać, bo lobby farmaceutyczne jest jedną z najpotężniejszych grup wpływu w Waszyngtonie. Niejedna z firm wymienionych w pozwie z Connecticut wpłaca wielomilionowe dotacje na kampanie polityków obu dużych partii. Zasiadający w Kongresie demokraci i republikanie doskonale zdają sobie sprawę, że pieniądze od farmaceutycznych gigantów mogą być kluczowe dla ich wyborczego sukcesu. I niewiele znaczy fakt, że czasem są to pieniądze zarobione dosłownie kosztem życia pacjentów.