Jeżeli Czesi wychodzą na ulicę, wiedz, że dzieje się coś poważnego. Kiedy wychodzi ich tak wielu, że ze względów bezpieczeństwa zamykane są praskie stacje metra, to znak, że dzieje się coś naprawdę poważnego. Kto w czerwcową niedzielę wyciągnął Czechów z hospód? Kto tak ich zdenerwował, że zrezygnowali z odpoczynku w letnich domkach, że ściągnęli do stolicy z całej Republiki Czeskiej? Nazywa się Andrej Babiš, ma 64 lata i ze swoimi 3,5 mld dolarów według magazynu "Forbes" jest 456. najbogatszym człowiekiem na świecie i drugim w Czechach. Babiš to potentat na rynku spożywczym, a także największy właściciel czeskich mediów. Jego gazety, portale internetowe, telewizja i radio docierają nawet do połowy Czechów. W ostatnim roku jego majątek stopniał, co nie przeszkadza mu być bogatszym od Donalda Trumpa, który z 3,1 mld dolarów uplasował się dopiero na 617. pozycji na liście najbogatszych. Czechów rozzłościły pieniądze Andreja Babiša. A dokładniej to, że jako premier wykorzystuje swoją pozycję do tego, by kontrolowane przez niego przedsiębiorstwa (oddał je we władanie funduszu powierniczego, ale i tak ma na nie wpływ m.in. poprzez rodzinę) bogaciły się w nieuczciwy sposób, m.in. defraudując fundusze unijne. W Czechach Andrej Babiš dla wielu obywateli jest uosobieniem korupcji, klientelizmu i dorabiania się w niejasnych okolicznościach wielkich pieniędzy w okresie transformacji. Nie kupuj od Andreja Karierę polityczną rozpoczął w 2012 r., kiedy zarejestrował partię ANO 2011, czyli Akcję Niezadowolonych Obywateli (Akce nespokojených občanů). W ten sposób zainicjowany rok wcześniej ruch społeczny, który głosił hasła walki z korupcją i uzdrowienia systemu politycznego, przyjął formę partii. Pierwsze sukcesy przyszły bardzo szybko. W 2014 r. Babiš jako minister finansów i wicepremier zasiadał w rządzie Bohuslava Sobotki, a trzy lata później, kiedy jego partia wygrała wybory parlamentarne w Czechach, sam został premierem. Nieco wcześniej na polityka spadła lawina kłopotów. Babiš jest oskarżony o malwersacje i defraudację funduszy unijnych. Słowacki Instytut Pamięci Narodowej uważa go za agenta czechosłowackiej Służby Bezpieczeństwa. Premier zaprzecza, podobnie jak oskarżeniom o konflikt interesów. A jako polityk podejmuje decyzje mające bezpośredni wpływ na dotacje, które ze skarbu państwa i kasy UE otrzymują m.in. jego firmy rolnicze. Przy tej skali zarzutów straszenie zwolnieniem dziennikarzy, którzy nie odnotowali konferencji prasowej jego partii, może się wydawać drobiazgiem. Z niezadowoleniem niektórych Czechów Babiš musi się liczyć od dawna, ale protesty nigdy wcześniej nie przybrały tak masowego charakteru. A przecież jest już aplikacja "Bez Andreje" stworzona przez programistę Martina Vytrhlíka, której Czesi używają do bojkotu produktów firm należących do Babiša. Po zainstalowaniu jej na smartfonie wystarczy zeskanować kod kreskowy towaru, by przekonać się, czy po jego zakupie wzrośnie stan konta przedsiębiorstw premiera. Wskazuje to wyświetlająca się czerwona, uśmiechnięta twarz Babiša z napisem: Andrejovo. Jeśli to nie produkt którejś jego firmy, pokaże się zasmucona, zielona twarz. Twórca aplikacji tłumaczył, że wpadł na ten pomysł, kiedy przyjaciel zapytał go, dlaczego kupuje artykuły wyprodukowane przez firmy należące do Andreja Babiša. A on nie miał świadomości, że sięgnął akurat po ich wyroby. Vytrhlík pierwotnie myślał, że tworzy aplikację dla najbliższych znajomych i liczba jej użytkowników nie przekroczy 50. Tłumy na Letnej Przeciwko Babišowi protestowali także artyści. Jako pierwszy "nie" powiedział Tomáš Klus. To popularny piosenkarz, autor tekstów i aktor, w 2012 r. zwycięzca konkursu Czeskiego Słowika dla najlepszych czeskich piosenkarzy. Klus słynie z zaangażowania politycznego i piosenek, które mocno krytykują klasę polityczną. Kiedyś prywatnie był związany z piosenkarką Ewą Farną. Piosenkarz zapowiedział bojkot należących do Babiša mediów oraz imprez sponsorowanych przez jego firmy. "Myślę, że niepewne czasy, w których żyjemy, potrzebują jasnego stanowiska. Kiedy spotykam się z przyjaciółmi lub przypadkowymi ludźmi i dyskutujemy o sytuacji społecznej, często słyszę krytyczne uwagi na temat tego, co robi Andrej Babiš. W obliczu tego czuję, że muszę konsekwentnie stać za swoimi poglądami i ideami. Nikogo nie zmuszam, aby to robił. Kiedy się z kimś nie zgadzam, nie chcę czerpać korzyści z tego, co robi i w jaki sposób. Chcę być w zgodzie z tym, co mówię i robię" - tłumaczył Tomáš Klus w rozmowie z Czeskim Radiem. Do bojkotu Babiša dołączył popularny aktor Jiří Macháček, znany w Polsce za sprawą m.in. roli w kultowym filmie "Samotni" w reżyserii Davida Ondříčka. A także np. lider kapeli Monkey Business Matěj Ruppert oraz aktorka i piosenkarka Iva Pazderková. Co sprawiło, że protesty przeciwko czeskiemu premierowi tym razem miały charakter masowy? Wyniki dwóch audytów Komisji Europejskiej, zgodnie z którymi istnieje konflikt interesów przy korzystaniu z dotacji unijnych. Komisja Europejska doszła do wniosku, że wszystkie dotacje przyznane Agrofertowi Babiša od 9 lutego 2017 r., gdy weszła w życie czeska ustawa o konflikcie interesów, są niezgodne z państwowym prawem. Babiš zaś utrzymywał, że pobierając dotacje, nie naruszył ani czeskiego, ani europejskiego prawa. W ten sposób jedno z najbardziej eurosceptycznych społeczeństw pod europejskimi flagami i z hasłami Václava Havla i Tomáša G. Masaryka na ustach pomaszerowało na Letną. Nie przypadkiem wybrano to miejsce. Czesi najczęściej protestują na placu Wacława, tam też odbyła się wcześniejsza manifestacja, w której uczestniczyło ok. 120 tys. osób. Tym razem wybrano jednak wzgórze Letná. To kultowe miejsce ze smutną historią. Stał tam kiedyś okryty złą sławą, największy na świecie pomnik Stalina. Jego autor na krótko przed odsłonięciem w 1955 r. popełnił samobójstwo. Sam pomnik zburzono już siedem lat później. Dziś na jego miejscu stoi ogromny metronom, a wokół rozciąga się park, w którym prażanie chętnie się spotykają, jeżdżą na deskorolkach, odpoczywają i popijają piwo. Wybór jednak padł na to miejsce nie z powodu pomnika, ale ze względu na najnowszą historię. To tutaj, w czasie aksamitnej rewolucji, w listopadzie 1989 r., odbyła się największa demonstracja w Pradze, w trakcie której 750-800 tys. Czechów i Słowaków protestowało przeciw komunistycznym władzom ówczesnej Czechosłowacji i wyraziło poparcie dla Forum Obywatelskiego z jego współzałożycielem i jednym z liderów Václavem Havlem. Bez wotum nieufności Tym razem Czechów na Letną zaprowadził 26-letni student Mikuláš Minář - lider organizacji Milion Chwil dla Demokracji. Protestujących zagrzewali do działania artyści, działacze społeczni, piosenkarze, a wśród nich Tomáš Klus, który uchodzi za najpopularniejszego wolontariusza organizacji. "Ludzie, którzy przychodzą na demonstracje, mają różne motywacje i wyobrażenia tego, jak by miało być. Przede wszystkim jednak wyrażają krytyczny stosunek do tego, jak jest - w jaki sposób sprawuje się w ich kraju władzę, co się wokół nich dzieje" - mówiła w Czeskiej Telewizji Vladimíra Dvořáková, politolożka z Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Pradze. Lubomír Kopeček, politolog z Uniwersytetu Masaryka w Brnie, w ostatnich wydarzeniach w Czechach widzi analogię do sytuacji w Polsce: "Patrząc w szerszej perspektywie, w ostatnich latach dostrzegamy analogie w całej Europie Środkowej. Na przykład demonstracje z roku 2015 w Polsce, spowodowane obawą o niezależność sądów czy mediów, również były organizowane cyklicznie i miały charakter masowy. Coś podobnego nieco wcześniej działo się także na Węgrzech". Tomáš Lebda, politolog z Uniwersytetu Palackiego w Ołomuńcu, uważa, że Andrej Babiš znalazł się w sytuacji bezprecedensowej w historii Republiki Czeskiej: "Dotychczasowi premierzy podawali się do dymisji w mniej dramatycznych okolicznościach. W ich wypadku chodziło tylko o podejrzenia, niczego im nie udowodniono. Ale ustąpienie ze stanowiska premiera oznaczało, że majątek polityka stawał się zagrożony. Moim zdaniem właśnie w ten sposób myśli teraz Babiš - że jeśli odejdzie z polityki, jego firma Agrofert, która tylko oficjalnie nie należy do niego, znajdzie się w niebezpieczeństwie. I dlatego nie może sobie pozwolić na to, żeby ustąpić". Zdaniem Lebdy, premier przejmuje się protestami dużo bardziej, niż stara się okazywać, a tego typu demonstracje szkodzą skrupulatnie opracowanemu wizerunkowi marketingowemu. Trzy dni po demonstracji, 26 czerwca, około wpół do piątej rano, z inicjatywy opozycyjnych partii ODS, Piratów, KDU-ČSL, TOP 09 oraz starostów odbyło się głosowanie nad wotum nieufności dla rządu Babiša. Za opowiedziało się 85 posłów, podczas gdy do przyjęcia wotum potrzeba było 101 głosów. Głosowanie poprzedziła 17-godzinna debata. "W Republice Czeskiej jeszcze nigdy nie działo się tak dobrze jak teraz" - powiedział premier Babiš i zarzucił opozycji eskalowanie napięcia oraz szkodzenie państwu. Jak skomentował wyniki głosowania Petr Fiala, szef najsilniejszej opozycyjnej partii ODS, "większość Sejmu jest w tym konkretnym momencie w tej konkretnej sprawie przeciwko większości obywateli. Poza parlamentem tylko jedna trzecia Czechów uważa, że z premierem jest wszystko w porządku i że nie trzeba zajmować się problemem ogromnego konfliktu jego interesów, który ma już wymiar nie tylko krajowy, ale i międzynarodowy". Było to już drugie głosowanie w sprawie wotum nieufności dla rządu w ostatnich miesiącach. Wcześniejsze odbyło się w listopadzie zeszłego roku. Za wotum nieufności opowiedziało się wówczas 92 posłów. W ciągu ostatnich lat w Czechach spośród 14 wniosków o wotum nieufności tylko jeden przyniósł sukces. Dotyczyło to władzy ODS, KDU-ČSL i Partii Zielonych w roku 2009. Premierem był wówczas Mirek Topolánek z ODS. Zgodnie z wynikami sondażu przeprowadzonego przez agencję Median na zlecenie Czeskiego Radia niespełna połowa Czechów (47 proc.) uważa, że wobec rządu Andreja Babiša powinno zostać uchwalone wotum nieufności. Jednak tylko o 1 proc. mniej popiera obecny rząd. 30 proc. uważa, że rząd powinien pozostać, ale bez Babiša. Za zachowaniem rządu opowiadają się przede wszystkim osoby w wieku powyżej 45 lat; z kolei ludzie młodsi, między 18. a 45. rokiem życia, częściej byli zwolennikami przyjęcia wotum nieufności. Protesty organizowane przez Milion Chwil dla Demokracji obliczone są na długie trwanie i podtrzymanie negatywnych wobec Babiša nastrojów społecznych. Kolejne zaplanowano na 16 listopada, dzień przed 30. rocznicą aksamitnej rewolucji. Wybory parlamentarne w Czechach odbędą się jesienią 2021 r. Łukasz Grzesiczak, Anna Maślanka