Stając na nabrzeżu portowym, miasta położonego niemal na czubku Półwyspu Apenińskiego, w zasięgu wzroku można mieć aż trzy odmienne rzeczywistości. Patrząc przed siebie, zobaczy się prawie przytuloną do brzegu popularną wśród turystów Sycylię. W najwęższym miejscu wyspę oddziela od reszty kraju zaledwie trzykilometrowa cieśnina. Na prawo rozpościera się widok na północ. Każdy kilometr przebyty w tym kierunku oznacza obszary coraz bogatsze, gęściej zamieszkane, stabilniejsze pod każdym względem. Jechać na północ można długo, nawet 1670 km, bo tyle w linii prostej dzieli Reggio od Brukseli - stolicy zjednoczonej Europy. Prawie trzy razy bliżej jest jednak do Trypolisu. To libijskie miasto, niegdysiejszy symbol kolonialnych ambicji faszystowskich Włoch Mussoliniego, dziś - podobnie jak cały kraj - pogrąża się w chaosie przez odradzający się w Libii Kalifat, pomniejsze partyzantki i cudem jeszcze istniejący rząd, trwający dzięki zachodnim pieniądzom i tureckiemu wsparciu wojskowemu. W samym Reggio, tak jak i w całym otaczającym miasto regionie Kalabrii, te trzy światy nie współistnieją na równych zasadach. Chociaż faktycznie jest to terytorium Włoch, czwartej największej gospodarki Unii Europejskiej, państwa demokratycznego, definiowanego stertami międzynarodowych traktatów i konwencji, trudno tu się dopatrzyć śladów obecności którejkolwiek z tych instytucji. Poza szerokimi, choć starymi już i miejscami dziurawymi autostradami, pojedynczą oczyszczalnią ścieków czy jakimś innym elementem infrastruktury zbudowanym za unijne pieniądze ani włoskie państwo, ani brukselskie urzędy nie dyktują tu warunków. Ramy życia wyznaczane są przez jeden z najwyższych na Starym Kontynencie odsetków bezrobocia, wyludnianie się miasteczek, istnienie obozów pracy sezonowej niczym nieróżniących się od niewolniczych plantacji i każdy kolejny tysiąc imigrantów przybywających z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Organizacje przestępcze decydują Punktami odniesienia są natomiast organizacje przestępcze, które decydują o tym, kto tu będzie żyć, a kto życie straci. I coraz częściej nie są to już swojskie mafie włoskie, obecne od pokoleń na tych terenach rodziny napędzające lokalną szarą strefę. One przeniosły się już niemal w całości na północ - do Mediolanu, Turynu i dalej, do Monachium i Hamburga. W Kalabrii i w innych regionach południa Włoch działać już im się nie opłaca. Zwłaszcza że muszą tu rywalizować z przychodzącą w ślad za uchodźcami mafią nigeryjską, coraz szerzej obecną wszędzie tam, gdzie lądują imigranckie łodzie i tratwy. Formalnie, jak widać w statystykach Komisji Europejskiej, Kalabria pod względem stopy bezrobocia zajmuje dziewiąte miejsce wśród wszystkich regionów Europy. W ubiegłym roku Eurostat wyliczył odsetek populacji bez pracy na poziomie 21 proc. Choć to i tak katastrofalny wynik, realną sytuację raczej pudruje. Rzeczywista pozycja Kalabrii w tym niesławnym rankingu jest dużo wyższa, bo z przyczyn formalnych unijne badania muszą uwzględniać wszystkie terytoria Wspólnoty, w tym ulokowane wyżej zamorskie terytoria Francji i Hiszpanii, takie jak Majotta, Ceuta, Melilla i Réunion. Więcej o życiu codziennym na południu Włoch mówi już stopa bezrobocia wśród najmłodszych uczestników rynku pracy, tych w grupie wiekowej 15-24 lata. Dla Kalabrii wynosi 48,6 proc., a dla sąsiedniej Sycylii 51,1 proc. Wreszcie statystyki te wypada uaktualnić o pandemię koronawirusa i jej skutki. Według pierwszych szacunków ISTAT, włoskiego narodowego instytutu statystycznego, liczby te mogą być w tej chwili dużo większe - nawet 40 proc. bezrobocia dla ogółu populacji i aż 70 proc. dla jej najmłodszej warstwy. Nie oznacza to jednak, że naprawdę co drugi mieszkaniec tej części Włoch nie ma żadnego źródła dochodu. Przez lata Reggio di Calabria znane było na Półwyspie Apenińskim jako miasto z największą liczbą bankomatów na osobę. Tutejsze społeczeństwo utrzymywało się dzięki 'ndranghecie, kalabryjskiej mafii, przez lata monopolizującej przemyt narkotyków z Ameryki Południowej i Afryki Subsaharyjskiej. Płaciła w gotówce, którą potem trzeba było jakoś wyprać, więc mnożyła małe biznesy, inwestowała w nieruchomości już istniejące albo budowała nowe. Z czasem jednak bossowie 'ndranghety zorientowali się, że większe pieniądze można zbić w innych sektorach gospodarki, a przede wszystkim z inną klientelą. Dlatego narkotyki zamienili na śmieci, luksusowe nieruchomości i imigrantów, Kalabrię na Mediolan, Monachium i Nowy Jork, a strzelaniny na ulicach i odcięte świńskie łby - na dyskretne egzekucje zlecane podwykonawcom. Tradycyjnej włoskiej mafii już prawie nie widać 'Ndranghety w Kalabrii czy camorry na ulicach Neapolu już prawie nie widać. Raz na jakiś czas zamanifestują swoją obecność pokazową wymianą ognia, najczęściej sprowokowaną przez młodszych szeregowców którejś z organizacji. Camorra, znana z reportaży Roberta Saviana i ich licznych filmowo-serialowych adaptacji, w samym Neapolu ma już tylko jeden strategiczny przyczółek - port. To miejsce ważne, bo pozwalające na kontrolę międzynarodowego ruchu towarowego. Wszystko, co do Kampanii wpływa i z niej wypływa, przechodzi - jeszcze - przez ręce tutejszych gangsterów, podobnie jest z 'ndranghetą i ruchem morskim przez Cieśninę Mesyńską. Prawie całą resztę miejscowi oddali Chińczykom i przede wszystkim mafii nigeryjskiej. Ta na południu Włoch rządzi już praktycznie niezagrożona. Jej emisariusze przedostali się do kraju ukryci wśród uchodźców. Wbrew obiegowej opinii nie byli to fanatyczni bojownicy Boko Haram czy innej islamskiej milicji religijnej, ale najzwyklejsi przestępcy. Często wyszkoleni za granicą, znający języki obce i doskonale orientujący się w globalnych mafijnych trendach. Przede wszystkim jednak do Europy nie przyjeżdżali z pustymi rękami. Przez lata takie organizacje jak Black Axe (ang. Czarny Topór) zakumulowały ogromne zasoby finansowe, pośrednicząc w handlu narkotykowym między Ameryką Łacińską a południem Europy. Po okresie oszczędzania przyszedł czas inwestycji, co też Nigeryjczycy robią skutecznie od kilku lat. Już w 2017 r., jak informuje Centrum Badań nad Handlem Ludźmi Uniwersytetu w Cambridge, mieli skontaktować się z przedstawicielami sycylijskiej cosa nostry i najzwyczajniej w świecie... wykupić za gotówkę prawo do prowadzenia operacji na wyspie. Od tego czasu podobne umowy zawarli z 'ndranghetą w Kalabrii i camorrą w Kampanii. Ich mafijne państwo ma nawet stolicę. Castel Volturno, dawny nadmorski kurort 50 km na północ od Neapolu, to miasto wyjęte z dystopijnych filmów i najczarniejszych koszmarów unijnych biurokratów. Jak zauważa Roberto Saviano, wielu Europejczyków nie byłoby w stanie uwierzyć, że taki kompleks może istnieć na terenie Unii. Na 50 tys. mieszkańców ponad połowa to dziś przybysze z Afryki. Architektonicznie miasto cechuje pełna samowola budowlana, bo mafia postawiła tu w sumie kilka tysięcy nielegalnych budynków, w tym luksusowe osiedla nad samym morzem. Kiedy w 1980 r. wiele z nich ucierpiało w wyniku trzęsienia ziemi, odbudowała je camorra, ale za publiczne pieniądze, wygrywając przetargi remontowe. Jednak równie szybko jak odrestaurowała Castel Volturno, postanowiła je opuścić, zostawiając wszystko w spadku Nigeryjczykom. Między camorrą i Black Axe rozejm trwa już 13. rok. Afrykanie oddają procent zysków, włoscy bossowie deponują go na amerykańskich, szwajcarskich i niemieckich kontach. A walące się budynki opustoszałego kurortu stały się doskonałym miejscem dla niemal każdego rodzaju nielegalnej działalności. Królują tu prostytucja i handel ludźmi. Seks z nieletnią dziewczyną z Afryki kosztuje 10 euro, a wykupienie jej na własność naprawdę niewiele więcej. Wszystko to odbywa się przy pełnej świadomości władz publicznych. Państwa na południu Włoch już zresztą nie ma. Policja w żadnym, nawet szturmowym wydaniu nie interweniuje na terenach kontrolowanych przez gangi. Nie rozbija ich przyczółków, nie wchodzi na plantacje owoców zamienione w regularne obozy pracy. Oprócz uchodźców pracują na nich Bułgarzy i Rumuni, zwabieni przez agencje pracy tymczasowej w swoich krajach, będące często przykrywkami mafii. Niedofinansowane usługi publiczne i kulejąca edukacja połączona z ogromnym bezrobociem zostawiają młodym właściwie tylko dwie ścieżki życiowe: mafię albo emigrację. Unia Europejska jest mirażem i źródłem frustracji, bo mimo lat obietnic nie jest w stanie odciążyć tych regionów w wysiłku przyjmowania uchodźców. Politycznie zaczyna tu dominować skrajna prawica, choć lokalna polityka jest wtórna - samorządowcy i tak muszą tu koegzystować z przestępcami. Południe Włoch to dziś prawdziwy koniec Europy. I być może początek nowego, znacznie bardziej chaotycznego świata. Mateusz Mazzini