Robert Walenciak: Jeśli wierzyć premierowi Morawieckiemu, wynegocjował on podczas posiedzenia Rady Europejskiej gigantyczne pieniądze. I za chwilę Polska zostanie nimi zalana. Prof. Danuta Hübner: - Pieniądze, które Unia chce uruchomić, są rzeczywiście duże. Składają się na to dwa pakiety. Pierwszy to normalny budżet wieloletni, na okres 2021-2027 - 1,074 bln euro. Drugi to powołany z powodu pandemii Fundusz Odbudowy, czyli 750 mld euro do wydania w latach 2021-2024. - Dla Polski od czasu wejścia do Unii bardzo ważne były dwie polityki - polityka spójności i polityka rolna. Z tego źródła otrzymywaliśmy największe europejskie wsparcie dla rozwoju. W obecnym projekcie obie te polityki mają mniejsze finansowanie. Dla Polski ta narodowa koperta z pieniędzmi jest o 20 mld euro mniejsza niż w latach 2014-2020. Uruchomienie specjalnego Funduszu Odbudowy zwiększa pulę środków. Oczywiście trzeba będzie zaakceptować warunki korzystania z nich. Na przykład jeśli chodzi o Fundusz Odbudowy - żeby otrzymać z niego środki, trzeba będzie przygotować specjalny plan reform i inwestycji, który będzie oceniany, a potem jego wdrażanie będzie monitorowane. Planowane reformy i inwestycje, finansowane ze środków europejskich, będą musiały się wpisywać we wspólne priorytety Unii. Te priorytety to ochrona środowiska i związane z tym inwestycje. - A także rozwój najnowocześniejszych technologii, związanych z cyfryzacją, i budowanie konkurencyjnej gospodarki europejskiej. Unia zadecydowała też, że nienegocjowalnym obowiązkiem jest poszanowanie wartości europejskich - praworządności, praw człowieka, praw mniejszości. Istnieje świadomość tego, że kryzys covidowy bardzo zmienił świat. Pojawiły się zagrożenia dla wartości będących fundamentem demokracji liberalnej. Musimy dbać o wartości, na których będziemy budować postcovidowy świat. Na szczęście są one w Traktacie o Unii Europejskiej, przyjętym jednomyślnie i ratyfikowanym przez wszystkie parlamenty narodowe. Parlament proponuje negocjacje W jakim stopniu decyzje Rady Europejskiej dotyczące pieniędzy na najbliższe lata są wiążące? - Na razie mamy decyzję Rady - i to jest dokument polityczny. W najbliższych miesiącach musi on być przekształcony w dokument prawny, który w odniesieniu do budżetu wieloletniego zostanie przekazany do Parlamentu Europejskiego. Ten zaś powinien wyrazić swoją zgodę lub go odrzucić. Nie czekając na ten ostateczny dokument, europarlament przyjął rezolucję, w której mówi, że nie może zaakceptować budżetu w takiej postaci, w jakiej zaproponowała go Rada, i proponuje negocjacje. Co europosłom nie podoba się w budżecie? - Po pierwsze, uważamy, że jest za niski. Zostały zmniejszone środki na inwestycje w obszarach, które są kluczem do przyszłości. A przecież budżet miał zrekompensować usunięcie wielu programów z Funduszu Odbudowy. Lista tych zredukowanych polityk jest długa. Są na niej m.in. zdrowie, reforma polityki energetycznej, gospodarka cyfrowa, kultura, badania naukowe, programy dla młodzieży, zarządzanie granicą zewnętrzną, a nawet obronność. No i ku zaskoczeniu PE dotyczy to także zmian klimatu. Parlament zamierza więc rozpocząć negocjacje. Chcielibyśmy w październiku móc zaakceptować poprawiony budżet, przywrócić status polityk, które wspierają długookresowe ambicje rozwojowe Unii. Macie jakiś atut? - Parlament Europejski ma ostatnie słowo w sprawie wieloletniego budżetu, poza tym uczestniczy w procesie decydowania o dochodach budżetowych. Rzadko opinia publiczna dowiaduje się, skąd się biorą środki na finansowanie wspólnego budżetu, który, pamiętajmy, stanowi odrobinę więcej niż jeden proc. produktu narodowego wytwarzanego w Unii. Są to składki członkowskie, ich wysokość jest powiązana z PKB, oraz wpływy pochodzące trochę z ceł i trochę z VAT. A ponieważ Unia zamierza zaciągnąć na rynku bezprecedensową pożyczkę w wysokości 750 mld euro na finansowanie Funduszu Odbudowy, musi mieć zabezpieczone środki, by wykupić obligacje i pokryć koszty długu. Ich realność ocenią rynek i agencje ratingowe. Te środki można pozyskać przez podwyższenie obecnych składek, można zmniejszyć wydatki, można dalej pożyczać. Ale można też uruchomić nowe źródła dochodów własnych. I obecnie, po raz pierwszy w historii, tak ma się zdarzyć. Pierwszy nowy dochód własny przewidziano już od 1 stycznia 2021 r. Co to będzie? - Podatek od jednorazowych plastików. Zresztą wszystkie pomysły na nowe dochody własne obejmują jakąś formę opodatkowania. W tych jednomyślnie przyjętych konkluzjach spotkania szefów państw i rządów jest lista i są daty pojawienia się tych nowych podatków. Oczywiście obowiązek przygotowania aktów prawnych spoczywa na Komisji, która będzie się konsultowała z Parlamentem Europejskim. Decyzja Rady wymaga jednomyślności, a także ratyfikacji przez parlamenty narodowe. Kolejny podatek, którego wejście planowane jest od wiosny 2021 r., to graniczna opłata od importowanych produktów wytworzonych bez respektowania europejskich standardów środowiskowych. To bowiem oznacza niższe koszty i nieuczciwą konkurencję. Oczywiście musimy znaleźć formułę zgodną ze Światową Organizacją Handlu. Inne możliwości zwiększenia dochodów własnych to reforma systemu emisji dwutlenku węgla, a mianowicie włączenie do niego lotnictwa i transportu morskiego. Jest także pomysł na podatek od usług cyfrowych i transakcji finansowych. Kto będzie wydawał te pieniądze? Porozmawiajmy o pieniądzach, które trafią do Polski. Ocenia się, że będzie to ok. 160 mld euro. - Tak to wygląda. Choć pamiętajmy, że na razie jesteśmy na etapie ogólnego rozdziału środków. W szczególności jest propozycja przyjęta politycznie, obejmująca to, co ma pójść do kopert narodowych. W naszym przypadku to pieniądze - ok. 100 mld euro - na politykę spójności i rolną. W ramach Funduszu Odbudowy możemy otrzymać 32 mld euro pożyczek i 27 mld euro grantów. Co razem daje ok. 159 mld euro. To nie będzie łatwy pieniądz. Jakie ciała będą oceniały te projekty, a później je monitorowały? - Nie będzie rewolucyjnych zmian, jeśli chodzi o środki z budżetu wieloletniego, chociaż wszystkie szczegółowe akty regulacyjne będą negocjowane. Nie rozmawiamy jeszcze w Polsce o naszej zdolności wykorzystania tych środków. Myślę, że kluczową sprawą będzie rola samorządów. Ostatnie lata w Polsce nie były okresem sprzyjającym samorządom. Władza centralna ograniczała ich rolę, traktowała je niemal jako ekspozyturę obcych sił. Widzieliśmy to zresztą podczas kampanii prezydenckiej. Ale mam nadzieję, że samorządy się obronią. To ważne? - Zajmowałam się tym przez lata i wiem, że najlepiej środkami europejskimi gospodarują właśnie samorządy. Polska była pionierem we wprowadzaniu na większą skalę odpowiedzialności marszałków za wykorzystanie środków europejskich na rozwój. I ubolewam nad tym, że dzisiaj samorządy są pod tak silną presją władzy centralnej. Myślę, że będzie to teraz główne zadanie dla opozycji i obywateli - żeby stanąć w obronie Polski samorządowej. To była - moim zdaniem - najważniejsza reforma polskiej transformacji, uruchomiła ona pokłady społecznej aktywności. Oczywiście pieniądze europejskie nie są rozrzucane z helikoptera. Zawsze istniała warunkowość ich wykorzystania. Tym razem Unia Europejska - poprzez swoje rządy - zdecydowała o przeznaczeniu 30 proc. na wydatki, które wiążą się z ochroną klimatu. Oprócz tego generalnie wszystkie projekty, które są finansowane ze środków europejskich, muszą spełniać kryteria środowiskowe. To znaczy, że nie mogą być przeznaczane na inwestycje pogarszające sytuację środowiska. A oni grozili wetem Czy Polska jest przygotowana na te wszystkie bariery, które stawia Unia? Albo zachęty - zależy, jak na to się patrzy. - Jest np. fundusz, który ma wspomagać odchodzenie od paliw kopalnych. Został rozdysponowany na regiony, które muszą się restrukturyzować. Niestety, w konkluzjach Rady - a więc w decyzji szefów państw i rządów, w tym polskiego - został radykalnie ograniczony. Polska może dostać z niego siedem mld euro, choć wcześniej zakładano, że byłaby to znacznie większa suma. Ale i tych siedem mld euro nie będziemy mogli wykorzystać! Otóż wcześniej Rada Europejska przyjęła zasadę, że państwo, które nie zadeklaruje, że przyjmuje cel dojścia do neutralności klimatycznej do roku 2050, może sięgnąć jedynie po połowę tej sumy. Polska ma więc teoretycznie do dyspozycji siedem mld euro, natomiast w związku z tym, że nie zadeklarowała neutralności klimatycznej, dostanie 3,5 mld euro. Konsekwencje poniosą nie tylko regiony podejmujące wysiłek odchodzenia od paliw kopalnych, ale i cała Polska. Ostatni dzwonek na zrezygnowanie z takiego myślenia i działania. A sprawa praworządności? Jak to wygląda z perspektywy Brukseli? - Miejmy świadomość całej sytuacji - Polska i Węgry są członkami Unii i wiedzą, że nikt ich z niej nie wyrzuci. Wydaje mi się, że sięgnięcie w takim momencie do zagrożenia wetem właściwie wobec całego budżetu na najbliższe siedem lat i wetem wobec Funduszu Odbudowy było nieprzyzwoitością wobec innych. Pokazało, że ci, którzy nie przestrzegają europejskich wartości, mają wielką władzę, zbudowaną na negocjowaniu czegoś, co jest nienegocjowalne. Uświadomiło wszystkim, jak bardzo prawo weta paraliżuje funkcjonowanie Unii w sytuacji, kiedy decyzji nie można odkładać na jutro. Dlaczego? Bo Europa jest w momencie kryzysu i te środki są potrzebne, żeby była praca, żeby były dochody, żeby firmy nie upadały, żebyśmy mieli pieniądze na szczepionki i na lekarstwa. To znaczy, że polska władza, żeby móc robić z sędziami, co zechce, groziła wetem? Że cały plan ratowania Unii zostanie wyrzucony w powietrze? - Tak. Choć wstępując do Unii, zobowiązaliśmy się, że będziemy respektować fundamentalne wartości. Ta sytuacja uświadamia wszystkim, że należy ograniczyć zasadę jednomyślności, a może i zlikwidować. To niechlubne zdarzenie sprawi, że w trakcie konferencji o przyszłości Unii, którą zainauguruje niemiecka prezydencja, temat jednomyślności pojawi się w debacie. Polskie potrzeby są ogromne Na co Polska powinna przeznaczać pieniądze, które dostanie z Unii? - Główne cele są w pewnym stopniu wymuszane poprzez konstrukcję funduszy europejskich. To, co się wiąże z klimatem, co się wiąże z innowacyjnością, z cyfryzacją - jest na pierwszym miejscu. Czyli odbudowa gospodarki po obecnej recesji zgodna z długookresową wizją Europy przyjaznej klimatowi, wrażliwej społecznie, konkurencyjnej globalnie i szanującej demokrację i praworządność. Te cele miękkie, związane z odpowiedzialnością za szeroko rozumianą jakość życia nas, obywateli, będą w postcovidowej rzeczywistości szczególnie ważne i powinny nas bardzo interesować. Czyli? - Po pierwsze, inwestowanie w edukację. Polskie potrzeby są ogromne. Przeszliśmy niedawno przez eksperyment nauczania zdalnego i już wiemy, jak wiele trzeba inwestycji, żeby szkoły mogły działać w takich sytuacjach. Zobaczyliśmy skalę wykluczenia społecznego jeszcze na poziomie edukacji szkolnej. Nie mogę także przestać myśleć o zamiarze wypowiedzenia konwencji stambulskiej. To policzek wymierzony kobietom! Ale skutki nie ograniczają się tylko do ich praw. I nie zapomnijmy o kulturze! To również jeszcze zadanie dla Parlamentu Europejskiego, żeby przywrócić w negocjacjach środki na kulturę. Myślę też, że w Polsce europejski fundusz społeczny powinien być w większym stopniu wykorzystany do poprawienia sytuacji tych, którzy dopiero będą wchodzić na rynek pracy. Poza tym - wydatki na badania naukowe! Bo jeśli chodzi o konkurencyjność gospodarki, która wymaga inwestycji w badania, w naukę, jesteśmy na końcu listy państw członkowskich. Powinniśmy także pamiętać o pomocy dla organizacji pozarządowych. To znowu wyzwanie dla parlamentarnych negocjatorów, by przywrócić środki na poziomie europejskim, skoro dla rządu troska o społeczeństwo obywatelskie nie jest ważna. Bo władza tych organizacji nie kontroluje. Poza tym często patrzą jej na ręce, stoją na gruncie wartości europejskich. - Pieniądze europejskie to nie jest jakiś garniec złota, który władze wykopały i mają dla siebie. To są nasze pieniądze, wszystkich podatników. Pilnujmy więc, jak są wydawane. I to jest też rola organizacji społecznych, które powinny patrzeć rządzącym na ręce. Budujmy społeczeństwo obywatelskie, otwarte, demokratyczne. Rozmawiał Robert Walenciak