Premier Igor Matovič zaspał na podpisanie umowy koalicyjnej, nowy minister spraw zagranicznych Ivan Korčok w kwarantannie. Były prezydent Andrej Kiska, który niedawno widział się w roli premiera, zrezygnował z zasiadania w gabinecie. Do tego obawa, czy nowy szef rządu, który zasłynął z medialnych akcji punktujących korupcję, ale doświadczenia w kierowaniu państwem nie ma, poradzi sobie z pandemią. I pytanie, czy Słowacy zaostrzą prawo dopuszczające aborcję na życzenie. Tak rysuje się scenariusz polityczny na Słowacji. "Naszym wspólnym marzeniem jest Słowacja, w której w końcu w obliczu prawa wszyscy będziemy sobie równi. Chcemy sprawnie funkcjonującej służby zdrowia, mądrego szkolnictwa, zdrowej gospodarki, działającego transportu, kultury na poziomie i ochrony przyrody", powiedział Igor Matovič w przemówieniu po objęciu stanowiska premiera. Dodał, że nowy rząd będzie działać w sposób otwarty i mówić ludziom prawdę. Na razie trzyma się postanowienia. Wprawdzie jeszcze przed mianowaniem na premiera zaliczył faux pas - spóźnił się na podpisywanie umowy koalicyjnej - ale nie kręcił i przyznał się, że po prostu zaspał. Firma badawcza Focus zapytała Słowaków, czy są zadowoleni z wyników wyborów. 33,7 proc. potwierdziło, 28,1 proc. nie ma zdania, a zaprzeczyło 35,1 proc. Jeśli przyjrzeć się wynikom tego sondażu z punktu widzenia wyborców danej partii, aż 90 proc. Słowaków, którzy poparli OL’aNO (partię Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości), jest zadowolonych z wyników wyborów z 29 lutego. Nic dziwnego. Wygrała je właśnie partia Igora Matoviča, która ma 53 posłów w 150-osobowym jednoizbowym parlamencie. Nowy rząd, który będzie miał większość konstytucyjną, stworzyły cztery partie (choć koalicja OL’aNO z dowolnymi dwoma ugrupowaniami miałaby większość parlamentarną). To szeroka koalicja, którą niewiele łączy poza chęcią odsunięcia od władzy skorumpowanych w oczach większości Słowaków polityków socjaldemokratycznej - ostatnio raczej wyłącznie z nazwy - partii Smer. Ta rządziła Słowacją od 2006 r. z krótką przerwą na lata 2010-2012, kiedy mimo że miała najwięcej posłów w parlamencie, nie potrafiła zbudować koalicji, co doprowadziło do przedterminowych wyborów. W nowym, 16-osobowym rządzie osiem tek ma konserwatywna partia OL’aNO, która przed wyborami opowiadała się za walką korupcją, ale także za ochroną rodziny i zwalczaniem bezrobocia. Po trzy ministerstwa przypadły partiom Sme rodina (Jesteśmy Rodziną) i SaS, Sloboda a Solidarita (Wolność i Solidarność). Na czele pierwszej stoi Boris Kollár, który ponoć reprezentuje tradycyjne wartości rodzinne, choć ma 10 dzieci z dziewięcioma kobietami. Kollár ostatecznie nie znalazł się w rządzie, jako marszałek pokieruje pracami słowackiego parlamentu. SaS Richarda Sulíka definiuje się jako partia liberalna. Dwóch ministrów będzie miała z kolei centrowa i proeuropejska partia Za l’udí założona niedawno przez byłego prezydenta Andreja Kiskę. Igor Matovič w parlamencie znajdzie się po raz trzeci, ale udało mu się przekonać wyborców, że nie ma nic wspólnego ze znienawidzonym na Słowacji politycznym establishmentem. Postawił na niestandardowe sposoby komunikacji. Przed siedzibą rządu wraz ze swoim zespołem rozdał ludziom 5 tys. świeczek - za tych, którzy stracili życie z winy skorumpowanej służby zdrowia. Chodził też po parlamencie z napisem: "Fico chroni złodziei" i opublikował wideo z Cannes, sprzed willi byłego ministra Smeru, który ponoć kupił ją za brudne pieniądze. Zdjęcia, które obiegły świat Słowakom udało się stworzyć nowy rząd w trzy tygodnie. Igor Matovič odebrał nominację dla siebie i swojego gabinetu z rąk prezydentki Zuzany Čaputovej, wywodzącej się ze środowiska koalicji PS/Spolu, która nie znalazła się w parlamencie i jest prawdopodobnie największym przegranym lutowych wyborów. Światowe media obiegły zdjęcia z uroczystości, z prezydentką i członkami nowego rządu pozującymi w maseczkach oraz rękawiczkach ochronnych. Media słowackie w tym samym stopniu co program polityczny nowego rządu zajęła stylizacja pani prezydent, która dobrała kolor maseczki pod kolor sukienki. Wydaje się, że wyzwania epidemiologiczne pomogły Igorowi Matovičowi w negocjacjach koalicyjnych. W dobie walki z koronawirusem nikt nie wyobrażał sobie przedłużających się pertraktacji, a tym bardziej ewentualnych przedterminowych wyborów. Dziennikarze też byli bardziej zajęci informowaniem o kolejnych zarażonych Słowakach, niż przyglądaniem się rozmowom. Prawdopodobnie wirus pokrzyżuje plany wprowadzenia wcześniejszych projektów Matoviča. Na bezpłatny transport publiczny dla dzieci, studentów, seniorów i niepełnosprawnych czy dodatki dla ciężarnych przypuszczalnie nie będzie środków. Trudno będzie również zagwarantować pacjentom onkologicznym operację w ciągu dwóch tygodni. "Zapomnijcie o obietnicach przedwyborczych. Zginą w koronawirusowym szoku gospodarczym", ostrzega w dzienniku "Pravda" Ivan Piovarči. Możliwe, że w dobie pandemii trzecia co do liczby posłów w koalicji partia SaS będzie mieć większe znaczenie, niż się spodziewano, ze względu na zorientowanie na gospodarkę. Eksperci podkreślają, że OL’aNO i Sme rodina nie mają tylu ekspertów od ekonomii. Warto też przyjrzeć się samemu nowemu gabinetowi. Igor Matovič ma miesiąc na zdobycie wotum zaufania parlamentu, ale w sytuacji, w której koalicja ma w nim większość konstytucyjną, nie powinno to stanowić problemu. Wielcy nieobecni Zacznijmy od polityków, którzy w rządzie się nie znaleźli. Zaskakuje nieobecność Borisa Kollára, 54-letniego biznesmena i multimilionera, jednego z najbarwniejszych polityków współczesnej Słowacji. Kollár został przewodniczącym parlamentu. Były premier i szef Smeru Robert Fico krytykował tę decyzję: "Powiązania waszego kandydata ze zorganizowaną przestępczością i mafią są oczywiste. Czemu obstajecie przy tym kandydacie?". Posłowie koalicji bronili jednak Kollára. Jana Cigániková (SaS) odpowiedziała: "Lepiej mieć zdjęcia z mafiosami, niż być jednym z nich". A skoro Kollár stanie na czele parlamentu, w którym koalicja rządząca będzie dysponowała większością konstytucyjną, część słowackich publicystów zadaje pytania o ustawy o charakterze światopoglądowym, które chciałby przeprowadzić nowy rząd. Zaskakuje również nieobecność w rządzie byłego prezydenta Andreja Kiski, założyciela i lidera partii Za l’udí. Jeszcze kilka miesięcy temu Kiska szykował się na premiera, jednak w lutowym głosowaniu z wynikiem 5,77 proc. ze swoją partią prześlizgnął się tuż nad progiem wyborczym. Andrej Kiska cierpi na arytmię i poddał się operacji, nie uczestniczył w rozmowach koalicyjnych, zrezygnował z wejścia do rządu, ale pozostał na czele partii. Jego plany polityczne wydają się wielu ekspertom niejasne. Na czele ministerstwa obrony stanął Jaroslav Nač, osoba numer dwa w OL’aNO. Nač już zdążył zaskoczyć wypowiedziami. W wywiadzie dla gazety "Denník N" przekonywał, że decyzja byłego rządu o zakupie 14 myśliwców F-16 była szaleństwem. I zwracał uwagę, że według podpisanej wcześniej umowy rząd w 2020 r. za wspomniane samoloty musi zapłacić ratę 500 mln euro, co stanowi jedną trzecią całego słowackiego budżetu na obronę. Minister zapowiedział przejrzenie warunków kontraktu i ewentualne renegocjacje. Jego zdaniem zakup F-16 nie był najkorzystniejszą decyzją, a Słowacja powinna się porozumieć z Czechami w sprawie obrony przestrzeni powietrznej. Jaroslav Nač zapowiedział także odstąpienie Słowacji od niepodpisanej jeszcze umowy na zakup fińskich transporterów i izraelskich radarów. Polityk chce powtórzyć przetarg, w którym będą mogły wziąć udział również firmy wybrane przez poprzedni rząd. Nowym ministrem spraw zagranicznych będzie Ivan Korčok. Nie brał jednak udziału w zaprzysiężeniu gabinetu. Dotychczasowy ambasador Słowacji w USA i długoletni dyplomata po powrocie do kraju będzie musiał przejść dwutygodniową kwarantannę, obowiązkową dla wszystkich Słowaków wracających z zagranicy. Do tego czasu ministerstwem będzie rządził wicepremier i minister gospodarki Richard Sulík. Ostatnie decyzje Pellegriniego Słowackie media komentowały ostatnie decyzje ustępującego premiera Petera Pellegriniego ze Smeru. "Odchodzący rząd zostawił kraj bez respiratorów i z 3 tys. testów na koronawirusa, ale setki tysięcy euro wydał na projekty, które są teraz zupełnie niepotrzebne", napisał "Denník N". Okazuje się, że Pellegrini dwa dni przed oddaniem władzy przekazał z budżetu rezerw, którym dysponuje premier, 435 tys. euro, głównie na inwestycje infrastrukturalne i remonty budynków. Nic z tej kwoty nie poszło na projekty zdrowotne czy walkę z koronawirusem. Dziennikarze wyliczyli, że premier wsparł 17 miejscowości, w dziewięciu przy władzy są wójtowie albo burmistrzowie związani ze Smerem, w ośmiu samorządowcy niepartyjni. Wsparto np. wycieczkę chóru dziecięcego do Korei Południowej czy remont lokalnego domu pielgrzyma. Premier tłumaczył, że o tych dotacjach zdecydował już w styczniu i w lutym. - Na rząd Igora Matoviča czyha wiele raf. To nie jest koalicja zbudowana na fundamentach ideowych. To porozumienie tych, którzy zdecydowali się na współpracę, bo nie chcieli żyć w państwie, jakie było wcześniej. Mamy kilka środowisk, które żałują, że do tego parlamentu się nie dostały. Pierwszy raz w historii w słowackim sejmie nie ma przedstawiciela mniejszości węgierskiej, poza nim znalazło się też PS/Spolu - tłumaczy dr hab. Piotr Bajda, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jego zdaniem Zuzana Čaputová w pewnych okolicznościach może być zainteresowana doprowadzeniem do przedterminowych wyborów, jeśli koalicja PS/Spolu miałaby szansę w ich wyniku odegrać znaczącą rolę na Słowacji. - Jednak Caputová z własnej inicjatywy nie popadnie w konflikt z rządem w ostentacyjny sposób, bo to mogłoby go tylko wzmocnić - uważa. - Igor Matovič na starcie swoich projektów zawsze miał umiejętność i siłę gromadzenia wokół siebie różnych ludzi. Jednak dotąd nie udało mu się tych ludzi przy sobie utrzymać. To będzie jego największe wyzwanie. Warto pamiętać, że właśnie posłowie Matoviča, których wprowadzał wcześniej do parlamentu, opuszczali go najszybciej, to środowisko, które najszybciej ulegało dekompozycji. Dziś musi udowodnić swoje przywództwo jako szef rządu i lider środowiska, do tego w sytuacji kryzysu - wylicza Bajda. Jego zdaniem Słowacy w wyborach parlamentarnych odsunęli od władzy pewne środowisko biznesowo-polityczne. "Oligarchowie byli zbyt bezczelni" - Chcąc zrozumieć słowacką politykę, trzeba zadać sobie pytanie, jak to możliwe, że wcześniej narodowcy, mniejszość węgierska i socjaliści o mocno brunatnych odcieniach tworzyli gabinet. Warto się przyjrzeć, jakie koła biznesowe były blisko władzy. To było porozumienie biznesowe, które przełożyło się na pakt polityczny. Ci oligarchowie byli zbyt bezczelni w tym, co robili. Doszło także do zużycia tego środowiska przez zbyt długie rządzenie - podsumowuje ekspert. Politolog z UKSW nie wyklucza, że konsekwencją dojścia do władzy Igora Matoviča będzie zaostrzenie ustawy dopuszczającej aborcję na życzenie: - Nowy rząd reprezentuje szerokie spektrum światopoglądowe. Jednak z pewnością kwestia ograniczenia prawa do aborcji nie znajdzie się w exposé premiera. Jeśli regulacje dotyczące aborcji zostaną zmienione, poprzedzi je poważna debata, ale jeżeli ten temat trafi na podatny grunt polityczny, ustawa może zostać zaostrzona. Trzeba pamiętać, że różnica między Bratysławą a resztą Słowacji jest jeszcze większa niż między miasteczkiem Wilanów a pozostałą częścią Polski. Nie można patrzeć na politykę słowacką jedynie z perspektywy liberalnych elit bratysławskich. Nie doszukiwałbym się natomiast spisków słowackiego Kościoła katolickiego z Igorem Matovičem, Kościół na Słowacji odgrywa zupełnie inną rolę niż w Polsce. W opinii dr. Bajdy rząd Igora Matoviča może nie dotrwać do końca kadencji, a pogłoski o śmierci Smeru mogą być grubo przesadzone. - Obawiam się, że Smer całą winą obarczy Ficę i zrobi nowe otwarcie. Będzie czekał na ewentualne niefrasobliwe działania nowego premiera i wystąpi z pomysłem naprawy tego systemu - tłumaczy. Piotr Bajda nie wierzy też, by skorumpowani politycy Smeru zostali teraz postawieni przed sądem: - Musiałaby zostać przerwana zmowa milczenia, by dokonać wyłomu w środowisku oligarchicznym, które rządziło na Słowacji. Być może kilka osób, które zbyt ostentacyjnie pozwalały sobie na korupcję, stanie przed sądem. Jednak wierchuszce Smeru włos z głowy nie spadnie, co najwyżej mogą się martwić politycy z trzeciego lub czwartego rzędu. Łukasz Grzesiczak