Ziarna kakaowca są po tytoniu i kawie bodaj najsilniejszym roślinnym symbolem postkolonializmu. Do grona 20 największych eksporterów kakao należą wyłącznie byłe posiadłości zamorskie europejskich potęg - w tej grupie jedynie kraje latynoamerykańskie: Brazylia, Ekwador, Peru i Meksyk, uzyskały niepodległość jeszcze w XIX w. I choć od tego czasu geopolityczna i ekonomiczna mapa świata kompletnie się zmieniła, na rynku tego surowca wciąż wyraźnie widoczne są podziały na kolonie i metropolie. Za ponad dwie trzecie światowej produkcji odpowiedzialne są tylko dwa państwa Afryki Subsaharyjskiej: Ghana i Wybrzeże Kości Słoniowej. Cały globalny przemysł kakaowy wart jest ponad 100 mld dolarów, jak podaje cytowany przez dziennik "Financial Times" Jacques Morisset, ekspert ds. rynków afrykańskich z Banku Światowego. Na konta rządów w Akrze i Abidżanie trafia jednak, według szacunków Afrykańskiego Banku Rozwoju, ledwie nieco ponad 5% tej kwoty. Dla porównania - z ceny każdego czekoladowego batonika sprzedanego w Wielkiej Brytanii rząd w Londynie zabiera aż jedną piątą. Politycy z dwóch sąsiadujących krajów nad Zatoką Gwinejską mają pomysł na podwyższenie dochodów. O prawa państw eksporterów kakao walczyć miałby założony przez nie nowy międzynarodowy kartel. Wzorem byłaby OPEC, czyli organizacja krajów eksportujących ropę naftową. Na razie władze Ghany i Wybrzeża Kości Słoniowej mówią o inicjatywie dwustronnej, choć nie wykluczają, że z czasem do kartelu mogłyby dołączyć inne kraje, również te spoza Afryki. Wprawdzie pomysł wciąż nie został przekształcony w stałą instytucję, ale już można mówić o pierwszym sukcesie. Jak podaje portal Axios, jeden z najbardziej wpływowych amerykańskich serwisów ekonomicznych, w czerwcu przedstawiciele obu liderów eksportu kakao uzgodnili treść porozumienia o cenach surowca. Zgodnie z nim, począwszy od pory zbiorów 2020/2021 (nad Zatoką Gwinejską główne zbiory przypadają na okres od września do marca), każdy kontrakt na eksport kakao zawarty przez jedno z dwóch państw ma opiewać na kwotę o 400 dol. wyższą od aktualnej ceny za tzw. kontrakt futures, czyli obowiązek zakupu tony surowca w konkretnym terminie. Ewentualne nadwyżki mają być akumulowane na specjalnym funduszu oszczędnościowo-ratunkowym i wypłacane w przypadku załamania rynku lub klęsk żywiołowych farmerom zarejestrowanym przez rząd. Zawiązanie się szerokiej federacji eksporterów kakao byłoby wydarzeniem ważnym dla całej Afryki nie tylko z powodów ekonomicznych. Miałoby też znaczące konsekwencje prawne. Aby nowa instytucja została uznana przez inne kraje, globalne podmioty ekonomiczne (takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy) czy prywatnych nabywców, musi mieć solidne podstawy prawne. Te z kolei wymusiłyby na eksporterach uregulowanie wielu kwestii w procesie zbiorów, przetwarzania i wysyłania kakao za granicę. Zdecydowanie najważniejsza jest tu kwestia niewolniczej pracy dzieci na plantacjach kakaowca. Badacze Sudarsan Raghavan i Sumana Chatterjee zajmujący się niewolnictwem dzieci szacują, że 75-80% wszystkich osób zatrudnionych w branży kakaowej w Zatoce Gwinejskiej ma 12-16 lat. Realia pracy na plantacjach bywają jednak jeszcze bardziej szokujące - śledztwo przeprowadzone w 2015 r. przez dziennikarzy CNN, Brenta Swailsa i Davida McKenziego, ujawniło, że w Ghanie przy zbiorach ziaren kakaowca pracowały nawet pięciolatki. Spośród wszystkich nieletnich zbieraczy aż 40% to dziewczynki. Niektóre zostają tam tylko na kilka miesięcy, czasem lat, ale większość spędza na plantacjach całe dzieciństwo i nastoletniość. Używanie w ich kontekście słowa praca jest mylące. Dzieci w przemyśle kakaowym są zwyczajnymi niewolnikami pozbawionymi jakiegokolwiek wynagrodzenia za wielogodzinne noszenie nawet 50-kilogramowych worków z ziarnami. W zamian farmerzy oferują im najczęściej miejsce do spania i jeden posiłek dziennie. Ewentualnymi ucieczkami czy śmiercią dzieci niespecjalnie się przejmują, bo władze nie sprawują nad nimi żadnego nadzoru prawnego czy sanitarnego. Całkowite zaś wykluczenie dziecięcej pracy niewolniczej z tego sektora mogłoby być dla Ghany czy Wybrzeża Kości Słoniowej ciosem śmiertelnym. W przypadku obu krajów zyski ze sprzedaży kakao międzynarodowym odbiorcom, nawet przy obecnych cenach i ograniczonej sile przetargowej, stanowią ponad 60% zysków eksportowych. Wyeliminowanie darmowej siły roboczej znacznie zmniejszyłoby produkcję, a co za tym idzie - wpływy z eksportu, będącego dla tych państw finansową kroplówką. Powstanie kakaowego kartelu zapewniłoby być może uczciwszy podział zysków wśród dużych graczy, nie jest jednak powiedziane, że strumień pieniędzy płynąłby swobodnie aż do samego dołu łańcucha produkcyjnego, na którym znajdują się indywidualni farmerzy. Według danych międzynarodowej organizacji Food Empowerment Project afrykański plantator kakaowca zarabia średnio 2 dol. dziennie. Nieco lepiej wygląda sytuacja tych, którzy sprzedają uprawy bezpośrednio europejskim i amerykańskim koncernom, ale takich przypadków jest zdecydowanie mniej. Najczęściej farmerzy korzystają z usług lokalnych pośredników, którzy z kolei sprzedają surowiec albo państwu, albo zagranicznym eksporterom. Dopiero wówczas do gry wchodzą potentaci na rynku: Barry Callebaut, Cargill, Nestlé czy Ferrero. Przy tak rozbudowanej hierarchii i zależnościach chętnych do podziału pieniędzy jest mnóstwo, a farmerów nie bardzo ma kto bronić. Dlatego w zbawienny wpływ kakaowego kartelu na ich poziom życia i wynagrodzeń wątpią międzynarodowi obserwatorzy i obrońcy praw człowieka. Zdaniem m.in. Amnesty International, Transparency-One i ONZ pojawienie się większych pieniędzy w handlu tym surowcem może napchać kieszenie graczy ze środka i szczytu hierarchii, ale nie polepszy warunków pracy na plantacjach. Skuteczniejszym bodźcem niż ekonomiczny może być presja prawna. Istnienie kartelu wymusiłoby na eksporterach surowca wprowadzenie nowych elementów normatywnych, takich jak system certyfikacji produktów czy handel ziarnami pochodzącymi tylko z plantacji niewykorzystujących małych niewolników. Garry White z amerykańskiej firmy doradczej Charles Stanley & Co. zauważa jednak, że czym innym jest samo wprowadzenie przepisów, a czym innym ich regularna i skuteczna egzekucja. Do tej drugiej potrzebne byłoby też zacieśnienie współpracy międzynarodowej, nie tylko przez Ghanę i Wybrzeże Kości Słoniowej, ale także pozostałe państwa regionu, i to w kwestiach kompletnie niezwiązanych z samym eksportem surowca. Do takich należą chociażby szczelność granic i nielegalny przerzut ludzi z państw ościennych. Amnesty International alarmuje, że wśród dzieci pracujących na plantacjach największych eksporterów sporo jest imigrantów, nie zawsze legalnych, z Burkina Faso i Mali - jednych z najbiedniejszych krajów na świecie. Część to uchodźcy, ale inne są dosłownie sprzedawane farmerom przez rodziców, mamionych obietnicą zarobku i zapewnienia dzieciom edukacji. Niestety, szansę na naukę na plantacjach ma według badaczy z amerykańskiego Uniwersytetu Tulane nie więcej niż jedna trzecia nieletnich pracowników. Do wyjaśnienia pozostaje również kwestia najważniejsza dla odbiorców surowca - czy stworzenie kartelu eksporterów wpłynie na ceny czekolady. Według ekspertyz Afrykańskiego Banku Rozwoju najwięksi jej producenci są w stanie wziąć na siebie koszty podwyżek - ceny kakao były przez lata na tyle niskie, że ich podniesienie, w tej chwili jeszcze stosunkowo niewielkie, może po prostu zostać zamortyzowane. Poza tym w przeciwieństwie do ropy kakao jest surowcem o określonej dacie przydatności. Eksporterzy zatem mogą być w pewnym momencie zmuszeni do sprzedaży, nawet przy niekorzystnych dla siebie cenach. Co więcej, minęłoby zapewne sporo czasu, zanim do paktu dołączyłyby kolejne kraje, w tym te z Azji i Ameryki Łacińskiej. Pozostając poza kartelem, mogłyby obniżać ceny, wypychając z rynku kakao z Ghany i Wybrzeża Kości Słoniowej. Jeśli dodamy do tego możliwe trudności infrastrukturalne, np. brak magazynów czy niestabilność polityczną obu państw, zobaczymy wyraźnie, że do rewolucji na rynku kakao droga jeszcze bardzo daleka. Dwustronne porozumienie jest na pewno pierwszym krokiem do poprawy sytuacji. Jednak zarówno sam marsz ku eksportowej solidarności, jak i jego finał może się okazać bardziej gorzki niż słodki. Mateusz Mazzini