14 lutego 2019 r. na świecie: obchody walentynek. Zalew różu i pluszu, serduszek i czekolady, a ostatnio także obowiązkowo slogany, że miłość przybiera różne formy, lecz najważniejsze, by szła w parze z tolerancją. Make love not war - przypominają rozgłośnie radiowe głosami Johna Lennona i Boba Marleya w hitach, które nigdy nie odejdą do lamusa. 14 lutego 2019 r. w Ameryce: nikomu nie jest do śmiechu. Sprzedawcy skarżą się, że nie sprzedają się ani misie, ani czekolada, a wiele osób w ogóle rezygnuje z tegorocznej celebracji dnia zakochanych. Media przypominają, że właśnie dzisiaj mija pierwsza rocznica strzelaniny w liceum Marjory Stoneman Douglas w Parkland na Florydzie, drugiej najkrwawszej tego typu w historii. Zginęło 17 osób, w tym 14 uczniów, 17 zostało rannych. Codzienne strzelaniny - nowa normalność Rocznice masowych strzelanin przypadają dziś w Ameryce prawie każdego dnia w roku, bo niemal codziennie w jakimś zakątku kraju od wymiany ognia w jednym miejscu giną co najmniej cztery osoby. Wtedy strzelaninę klasyfikuje się jako masową. Co najmniej raz w roku dochodzi do mordu, w którym w ciągu kilku minut giną dziesiątki, a rany odnoszą nawet setki osób. Od roku 2004, gdy wygasł zakaz produkcji i używania broni maszynowej oraz magazynków o dużej pojemności, strzelaniny stają się coraz krwawsze. Zamachowcy są uzbrojeni nie gorzej niż żołnierze na wojnie. By zbyt daleko nie sięgać pamięcią... 1 października 2017 r. mężczyzna dysponujący aż kilkunastoma karabinami, w tym AR-15, oddaje z okna hotelu w Las Vegas ponad 1000 strzałów do bawiących się na koncercie fanów muzyki country. W ciągu 10 minut zabija 59 osób, rani ponad 400. Ledwie miesiąc później kolejny morderca kładzie serią z karabinu AR-556 26 wiernych w kościele baptystów w Teksasie, rani 20. W listopadzie 2018 r., 10 miesięcy po horrorze w Parkland, dochodzi do ataku na nocny klub w Kalifornii. Morderca uzbrojony tym razem w półautomatyczny pistolet Glock, do którego zamontował zakazane magazynki o dużej pojemności, uśmierca 49 osób, rani 53. Nie mamy jeszcze danych za rok 2018, ale 2017 był najgorszy w historii. Doszło do 377 masowych strzelanin, a śmierć od kuli poniosło prawie 40 tys. osób. Do masowego mordu w szkole, na podobieństwo tego w Parkland, dochodzi raz na kilka lat, ale śmierć od kuli - bądź w wyniku zamachu na innych, bądź samobójstw popełnianych przez dzieci - to w amerykańskiej szkole chleb powszedni. W zeszłym roku tego typu strzelaniny miały miejsce aż w 24 szkołach, nie włączając w to kampusów uniwersyteckich. Najkrwawsza i do dziś najbardziej przerażająca pozostaje masakra sprzed siedmiu lat w szkole podstawowej Sandy Hook w Connecticut. Morderca (tym razem z karabinem Bushmaster XM15-E2S), przechodząc z klasy do klasy, wymordował 20 pierwszoklasistów i szóstkę nauczycieli. Łącznie w ciągu ostatnich 20 lat doszło do strzelaniny w 227 szkołach. Zginęły 143 osoby, rannych zostało ponad 300. Doświadczenie strzelaniny nie jest jednak tylko udziałem ofiar i rannych, za każdym razem uderza w całą szkolną społeczność. Od czasów tragedii w liceum Columbine w kwietniu 1999 r., podczas której zginęło 17 osób, szkolnej strzelaniny doświadczyło ćwierć miliona amerykańskich uczniów. Amerykanie oczywiście pamiętają o swoich smutnych rocznicach, ale po tylu latach oswajania świata, w którym przemoc z użyciem broni to "nowa normalność", trudno się dziwić, że żałoba z roku na rok jest coraz cichsza, a media poświęcają tematowi coraz mniej czasu antenowego. Dlaczego więc rocznica strzelaniny w Parkland była inna? I to do tego stopnia, że popsuła Amerykanom jedno z ich najulubieńszych świąt? Odpowiedź jest prosta. Bo po 20 latach katastrofalnej inercji - chowania się w skorupę wyuczonej bezsilności, jak opisują postawę Amerykanów wobec ich problemów z bronią socjolodzy - w Ameryce pojawił się ruch, który niesie nadzieję na zmiany. Postuluje gruntowną reformę przepisów o dostępie do broni palnej i jej używaniu, w tym zakaz produkcji i sprzedaży cywilom broni maszynowej oraz wprowadzenie obowiązku weryfikacji historii klienta przy zakupie każdego rodzaju broni, także na targach i pokazach. Ruch zainicjowali i przewodzą mu nastoletni uczniowie z Florydy, szczęśliwcy, którzy przeżyli strzelaninę. Po roku intensywnej działalności wykorzystali rocznicę tragedii - zawłaszczając na ten dzień media - nie tylko po to, by przypomnieć Ameryce o zamordowanych koleżankach i kolegach, lecz także by opowiedzieć, co już udało im się osiągnąć i co zamierzają robić dalej. Niektórzy obserwatorzy już dzisiaj przyrównują ich do przywódców ruchu na rzecz praw cywilnych sprzed pół wieku. Być może na naszych oczach powstaje jeden z najważniejszych rozdziałów historii Ameryki.